To historia, więc kilkanaście lat już minęło...
Dla jednych może wydawać się banalna, dla mnie to miłe, rodzinne wspomnienie.
Ale do rzeczy.
Kiedy kończyłam liceum, mój tata był dumny ze mnie, że myślę o dalszej edukacji. Zapytał mnie, czy mam jakieś marzenie.
Odpowiedziałam, że wiele, ale to nieważne, bo część z nich jest nierealna do spełnienia.
Tata mój często wyjeżdżał służbowo do górskich miejscowości: Stary Sącz, Nowy Sącz, Muszyna,
Nowy Targ i wiele innych.
Tam na targowiskach widywał przeróżne, tradycyjne góralskie kożuszki. Postanowił więc, że zamówi takowe odzienie specjalnie szyte dla mnie na miarę. Jak postanowił, tak zrobił.
Nie uwierzycie pewnie, ale po odbiór jechałam autobusem PKS -em, a potem pociągiem z trzema przesiadkami.
Ja wiem, że teraz młode dziewczyny podróżują czasem nawet na drugi koniec świata, ale dzisiaj sama nie pojmuję, jak wtedy sama, no nie do końca sama ( jechał ze mną kolega) wybraliśmy się w taką podróż.
Miałam tylko kartkę z adresem, pieniądze i nie mieliśmy przecież żadnego telefonu...
Czyli kontakt z rodzicami - zerowy, ewentualnie budka telefoniczna, której szczerze mówiąc, nigdzie nie widziałam... Do końca też nie było wiadomo czy jakikolwiek kożuszek będzie na mnie czekał.
Nie mieliśmy żadnej gwarancji...
Obaj byliśmy mimo wszystko jeszcze "smarkaci" i traktowaliśmy ten wyjazd jak przygodę.
Czy to był brak odpowiedzialności ze strony rodziców ? Lub wręcz przeciwnie? Wierzyli nam i ufali, że sobie poradzimy... Nie chcę tego oceniać po latach, nawet nie potrafię.
Wróciliśmy cali i zdrowi. Kożuszek był śliczny ( wtedy jeszcze nie zwracałam na to uwagi, że jest prawdziwy). Dla mnie to był przede wszystkim prezent od taty.
Ot, taka sobie historia, która przypomina mi się często, kiedy odziewam się w kożuszek.
A kożuszki lubię do teraz ( tylko tym razem wyłącznie sztuczne).
Ten, który dzisiaj widzicie, jest oczywiście sztuczny. Nigdzie nie musiałam po niego jechać. Zamówiony ze sklepu internetowego, przybył do mnie za pomocą kuriera ( już 3 lata temu).
I taka banalna być może konkluzja na koniec:
Czasy się zmieniają, a kożuszki ciągle modne...
Pozdrawiam bardzo serdecznie wszystkich odwiedzających.
Takiej zimy nie ma już w moim mieście. Zdjęcia - przeszło 1,5 tygodnia temu.
Dzisiaj Walentynki. Nie obchodzimy z M. jakoś szczególnie tego święta, ale życzliwości dla Was Kochani, którzy tu zaglądacie - nigdy dosyć:
Kożuszek ( sztuczny): Bon Prix
Sukienka z dzianiny: Bon Prix
Czapka: sh ( też ze sztucznego futerka)
Rękawiczki: Caro
Torebka: Hurtownia torebek włoskich
Basiu nigdy nie miałam kożuszka.Ale miała moja siostra ,dawne czasy ,kożuch cieplutki,ja często marzłam w paltku ,siostra natomiast zawsze rozpięta::)))Pamiętam ,kiedy chciałam pożyczyć jej kożuszek ,była o rok starsza...To mi pożyczała ,ale za to musiałam brać za nią dyżur w sprzątaniu,bo mamusia dzieliła różne prace porządkowe w domku ,oczywiście nie ciężkie.No to ja przy sobocie musiałam machać ścierką i myc drzwi,stołeczki ,krzesła...No ale coś za coś::)))Potem ten kożuszek długo wisiał bezużytecznie na haku w komórce ..aż pewnego dnia ,piesie dostał w spadku baranka...Oj ciepło mu było w budzie na kożuchu spać::))
OdpowiedzUsuńZdjęcia przepiękne ,tyle bajkowego klimatu ♥ Fajne zestawienie z ciuszkami.My tez nie obchodzimy tego dnia aż tak bardzo w miłości☺☺ale buziak był na rozpoczęcie dnia::))Pozdrawiam::)♥
A to siostra, nieładnie tak wykorzystywać młodszą siostrzyczkę...
UsuńTak Danko, czasy były kiedyś inne. Często znosiłam swetry po bracie, lub rzeczy po kuzynce. Żyliśmy skromnie, dlatego taki kożuszek to był dla mnie prawdziwy luksus. Wiele lat go nosiłam, potem zabrałam go do szkoły. Służył mi jako rekwizyt podczas przedstawień, aż w końcu dałam go do czyszczenia i podarowałam. Nie pamiętam już komu...
Dziękuję za miłe słowa.
A Walentynki, jeśli ktoś lubi, niech sobie obchodzi.:)
Ja tego dnia miałam wizytę u pani kardiolog, więc też sprawy sercowe...
Pozdrawiam Cię Danko bardzo cieplutko!!!
Ale pięknie Ci w tym kożuszku Basiu! Też wolę sztuczne niż prawdziwe, ale wtedy nie było tej świadomości, nie pamiętam też tak ładnych sztucznych kożuszków, podróże też były fajną przygodą ♡♡♡ Pozdrawiam Cię serdecznie :)
OdpowiedzUsuńTa podróż, to do dzisiaj nie daje mi spokoju...
UsuńDziękuję Dorotko za ciepłe słowa.
Pozdrawiam Cię mocno.
Nie miałam kożuszka, bo zawsze byłam zbyt szeroka do takich ubrań. Ty wyglądasz przepięknie w każdym kożuszku bo masz drobną budowę. Ale jak schudnę to odważę się kiedyś na sztuczny kożuszek. To były inne czasy. w wieku 17 lat pojechałam sama do Warszawy, a potem do ZSRR na 10 dni, a w mojej maleńkiej wiosce był tylko jeden telefon na korbkę u sołtysa:-) Zero kontaktu z domem, dziś sobie nie wyobrażam młodych ludzi w tamtych realiach.
OdpowiedzUsuńBasiu, masz rację, jakoś w ogóle nie myślałam o tym, że coś złego mogłoby się wydarzyć. Inne czasy.
UsuńAle wyjazd da ZSRR- szacun.
My u tych ludzi musieliśmy zostać na noc. Ja spałam w pokoju, a kolega w kuchni na jakieś ławie. Nie zdążyliśmy tego samego dnia wrócić.
Pozdrawiam Cię Basieńko, dziękuję za miłe słowa i ściskam Cię mocno!
Szczególnie dzisiaj.:)
Miałam kożuch jako dziecko. Był uroczy, dosyć długi, z obszyciem tylko przy rękawach i kołnierzu, bez ozdób i innych takich pseudoulepszaczy. Jak na dziewczynkę około 7, 8-letnią, jaką byłam w tamtym momencie, wyglądałam dorośle i tak ...stylowo :D Niestety, nie bardzo docierał do mnie fakt, że ten uroczy kożuszek jest skórą zdartą z owcy. Basiu, fajowa sukienka wyziera spod Twojego kożucha ;) :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, ja też wtedy mimo że byłam starsza, nie przywiązywał do tego większej wagi, że kożuszek jest prawdziwy.
UsuńKilka lat później((byłam już studentką), mama chciała kupić mi prawdziwe futerko. Nie pamiętam już z jakiego zwierzaka, ale nie zgodziłam się. Bardzo lubiłam wtedy sztruksowe lub flauszowe płaszcze lub kurtki. A szaliki i czapki dziergałam sobie sama.
A sukienka jest z dzianiny, luźna, cieplutka, taka akurat na zimę. Miło mi że Ci się podoba. Nosiłam jeszcze pas po operacji, więc fajnie go kamuflowała.
:)
Ciągle myślę o tych zdjęciach w kwiatkowej sukience, tylko fotograf lekko przeziębiony...
Moc pozdrowionek.
Ponad trzy lata temu na okazję rubinowych godów otrzymałam od męża prezent - kożuszek, długi czarny, z haftem w przewadze czerwieni... i gdzie kupiony? W Nowym Targu, nie na rynku, tylko bezpośrednio od krawca...
OdpowiedzUsuńTrzymaj się ciepło :)
O - czyli tam, gdzie ja.:) Niech Cię grzeje w mroźne dni.
UsuńW moim mieście dzisiaj było +8, ale myślę, że zima nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa...
Pozdrawiam Cię Ewo baaardzo ciepło!
To twój tata przyjeżdżał bardzo blisko nas:))ja mam tylko szesnaście kilometrów do Nowego Sącza:))fajna historia,może teraz dziwią takie sytuacje ale kiedyś to było normalne:)))pięknie wyglądasz w tym kożuszku:))u nas też już po śniegu:))Pozdrawiam serdecznie:))
OdpowiedzUsuńReniu, byłam kiedyś z rodzicami i w Starym i w Nowym Sączu, jako mała dziewczynka. Tata jeździł do szkół "werbować" młodych chłopców do pracy na Śląsk. Takie to były czasy. Był nauczycielem zawodu.
UsuńA skoro mieszkasz Reniu 12 kilometrów od Nowego Sącza, to może wreszcie do Ciebie dotrzemy. To przepiękne okolice.:)
Dziękuję za miłe słowa.
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie.
Historia Twojego kozuszka, to taka swoista wyprawa po zlote runo. A wracajac do terazniejszosci, to czapa, kurtka i sukienka pieknie razem wygladaja. Bardzo elegancko.
OdpowiedzUsuńDoskonale to Jagodo ujęłaś. Takie to były czasy...
UsuńMiło mi, że podoba Ci się ten zestaw. Taki mój codzienny. Akurat wracaliśmy z przygodni do domu i zdjęcia jak to u nas w 5 minut.
Pozdrawiam Cię ciepło!
Uroczo wyglądasz w tym i we wszystkich innych kożuszkach.
OdpowiedzUsuńCzapa jest prześliczna.
Serdecznie pozdrawiam:)
Dziękuję ślicznie za miły komentarz.
UsuńTo pewnie ostatnie zdjęcia tej zimy, chociaż nigdy nie wiadomo.
Pozdrawiam Cię bardzo ciepło!
Nice pictures. Wonderful with the snow.
OdpowiedzUsuńYou've got a lovely warm hat.
Warm greetings,
Marco
Dziękuję Marco za komentarz.
UsuńTaką białą zimę lubię. Śnieg w moim mieście już stopniał i kożuszek wrócił do szafy.:)
Pozdrawiam serdecznie.
W zimowej scenerii prezentuje się obłędnie ♥ Pozdrawiam serdecznie! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Maks.
UsuńDzisiaj za oknem świeci słońce za oknem. Prawie przedwiośnie...
Ciekawe czy zima ze śniegiem jeszcze wróci?
Pozdrawiam Cię ciepło.
Wspaniale wyglądasz w tym kożuszku!!! Przepiękna zimowa sceneria!!! Serdecznie pozdrawiam:))
OdpowiedzUsuńDziękuję Doniu za odwiedziny i miłe słowa.:)
UsuńTakiej zimowej scenerii niestety już nie ma. Prawie przedwiośnie.
A przecież to dopiero luty.
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie.
Jestes bardzo elegancką kobietą Barbarosso.
OdpowiedzUsuńPodziwiam Cię i gratuluję.
Miło mi że tak mnie postrzegasz:)
UsuńPozdrawiam Cię ciepło Stokrotko.
Jak będę wiedziała już na 100%, że jedziemy do Warszawy, dam Ci znać :)
Ale fajna historia. I jak miło tak sobie powspominać, prawda? :)
OdpowiedzUsuńKożuszek oczywiście bardzo ładny ☺ piękne zdjęcia ☺
Oj tak, miło tak sobie powspominać.:)
UsuńKożuszek służył mi bardzo długo.
A ten, zobaczymy, jest w kolorze ecru, jeszcze nie był czyszczony. Zobaczymy, jak będzie z jego trwałością.
Dziękuję za miłe słowa.
Pozdrawiam Cię Ewuś ciepło.
Pięknie wygladasz!
OdpowiedzUsuńDziękuję Paulino.
UsuńPozdrawiam.:)
Bardzo ciekawa historia.
OdpowiedzUsuńKożuszek śliczny, ładnie się prezentuje. Jeśli zaś o mnie chodzi, nie lubię nosić na sobie kożuszków.
Kożuszek - prezent od taty służył mi kilka dobrych lat.:)
UsuńDziękuję za miły komentarz.
Ja z kolei zima lubię zarówno sztuczne futerka jak i kożuszki.:)
Pozdrawiam ciepło!
Świetny ten kożuszek :D
OdpowiedzUsuńTeż mi się spodobał :)
UsuńPozdrawiam.
Och, wzruszyłam się tą historią o kożuszku od taty... To wyjątkowy przejaw miłości rodzica do swojego ukochanego dziecka. Pielęgnuj to wspomnienie tak długo, jak to tylko możliwe.
OdpowiedzUsuńW kożuszku wyglądasz zjawiskowo, zresztą we wszystkim Ci Basiu prześlicznie. Dzisiaj właśnie skończyłam czytać w całości Twojego bloga i żałuję, że tak późno odważyłam się do Ciebie dołączyć. Te Twoje zdjęcia z podróży rozbudzają wyobraźnię niejednego z nas. Po trochu nawet zazdroszczę Ci, oczywiście pozytywnie, tak wspaniałych zdjęć. Ja takich nie umiem robić. A za razem dziękuję za pokazanie tylu pięknych miejsc. Zaś w tych "smutniejszych" postach serdecznie Ci współczułam...
Pozdrawiam serdecznie i życzę jak najwięcej podróży po świecie.
Pielęgnuję Karolino rodzinne wspomnienia.:) One dają mi siłę, kiedy czuję się bardzo źle...
UsuńJestem pełna podziwu do Ciebie, że przeczytałaś wszystkie posty na moim blogu.
Jest mi bardzo miło. Na razie z dalszymi podróżami musimy czekać. Jednak już czekam na cieplejsze dni, by zwiedzić kolejny zamek ( na razie w Polsce, ewentualnie w Czechach). Dziękuję także za empatię...
Pozdrawiam Cię bardzo ciepło i także życzę Ci wspaniałych podróży.:)
...te kożuszki i wspomnienia z nimi związane... bardzo miłe wspomnienia...Twoja historia jest bardzo ciekawa, też miałam taki kożuszek-marzenie i spełniło mi się w 3 klasie liceum. Z Nowego Targu, pojechałam po niego z siostrą. Był piękny, inny niż wszystkie, zachwycał kolorem /bordo z fioletem, trudno określić ale nie brązowy jak wszystkie inne/. Tak więc w roku 1972 spełniło się jedno z moich marzeń. Twój obecny jest bardzo ładny i pięknie w nim wyglądasz. Piękna sceneria, cudowne zdjęcie. Ciekawie dobrane dodatki. Wszystkiego na wielki plus. Pozdrawiam cieplutko Basiu, buziaki posyłam💋
OdpowiedzUsuńTakie to były Basiu czasy, prawda? Teraz sklepy oferują różne płaszcze, futerka, kożuchy. Pewnie Twój też był śliczny.:)
UsuńTen sztuczny jest trochę cienki, dlatego pod spodem ciepła dzianinowa sukienka.
No i nie wiem, jak będzie się prezentował po czyszczeniu... Zobaczymy.
Miło mi że podoba Ci się mój zimowy zestaw.
Dzisiaj piękna, słoneczna pogoda, a my siedzimy w domu. Mąż trochę niedomaga...
Ja także pozdrawiam Cię bardzo ciepło. Moc buziaków Basiu!
To były czasy! Bez komputerów, nawigacji, telefonów komórkowych, a ludzie radzili sobie w trudnych sytuacjach o wiele lepiej niż obecnie. Fajne wspomnienie... i nie muszę chyba dodawać, iż w tym kożuszku wyglądasz świetnie?
OdpowiedzUsuńInko, masz rację. Radzili sobie. Ja też sobie poradziłam.:)
UsuńPamiętam, jak jechałam zdawać egzaminy na studia. Bez stresu, z kilkoma przesiadkami dotarłam na czas.
Jak to możliwe, że teraz czas biegnie jakby szybciej, a mamy samochody, telefony, Internet?
Dziękuję za miłe słowa.
Pozdrawiam Cię serdecznie!
Fajna historia, taki wyjazd musiał być fajna przygodą. :)
OdpowiedzUsuńOj tak, miło wspomina się takie przygody.
UsuńDziękuję za odwiedziny.
Pozdrawiam.
Rzeczywiście kozuszki zawsze w modzie,przepiękne czerwone akcesoria☺
OdpowiedzUsuńWitaj Natalio na moim blogu.
UsuńKożuszki myślę, ze zawsze na topie. Zresztą nawet gdyby nie były i tak będę je zakładać zimą.
Pozdrawiam Cię serdecznie.
Świetna historia z prezentem od Taty i podróżą/przygodą w góry. Moją siostra miała kożuszek (ona studentka, ja wtedy w końcówce szkoły podstawowej) i pamiętam, jak często go od niej pożyczałam na różne okazje :) Oczywiście, nie za darmo, czymś musiałam się odwdzięczyć, taka była umowa; najczęściej były to jakieś przejęte przeze mnie jej obowiązki domowe, mycie łazienki, podłóg, jakieś drobne zakupy. Mama chyba o tym w ogóle nie wiedziała, ale taki los młodszych sióstr ;)
OdpowiedzUsuńA teraz mam dwa kożuszki - z prawdziwej owczej skóry i bardzo je lubię; ciepłe, zgrabne i zostaną ze mną do końca świata. Mam sztuczną, poliestrową ramoneskę/kożuszek (kupiłam ją w angielskim Wallisie, skuszona opiniami, że taka ciepła i fantastyczna), i kiedyś raz założyłam ją, gdy było mroźno. Zmarzłam przeraźliwie i tak to się skończyło.
Wiem, moje upodobanie do skóry, naturalnego futerka, jedwabiu, wełny może się wydać w obecnych czasach szokujące, jak niegdyś Twoja podróż „w nieznane” Autorko bloga, ale nie chcę ubierać się w plastik i chyba już przy tym zostanę.
Pozdrawiam serdecznie,
Będę tutaj zaglądać :)
Anna
Bardzo ciekawa opowieść.:)
UsuńMój kożuszek - prezent służył mi wiele lat. Ten biały - nie wiem, jak długo będzie w dobrej formie. Zobaczymy.
Dziękuje za wizytę na blogu i zapraszam ponownie.:)
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie.
Czapka prześliczna, jak prawdziwy lis :) Też mam w pamięci historię z kożuszkiem. Taka była moda za naszej młodości. Też prezent od taty, też szyty na miarę (ale w Wałczu, z jakichś cudownie miękkich zagranicznych skór). Według ówczesnej mody był dopasowany. Mam go do dziś, ale niestety, 'skurczył się', już się w niego nie mieszczę, wisi w szafie i czeka na...nie wiadomo co. Co z tym zrobić? Serdeczności nogdy dość. I dla Ciebie serdeczne pozdrowienia!
OdpowiedzUsuńHaniu, masz rację, takie to były czasy.
UsuńKożuszki nadal wiszą na straganach w górskich miejscowościach i nie tylko.
Może mogłabyś swój kożuszek komuś podarować.:) Chyba że masz do niego taki sentyment, że wolisz go zostawić.
Dziękuję za miłe słowa.
Pozdrawiam Cię bardzo ciepło!
Historia piękna :) To fakt czasy się zmieniają i trzeba potrafić za tym iść.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Lubię wspominać takie dawne historie.:)
UsuńPozdrawiam cieplutko!
Basiu, nadrabiam zaległości na blogach. Z przyjemnością przeczytałam tą historię, kiedyś wcześniej byliśmy odpowiedzialni i dorośli. Dziś dzieciom matkuje się do 30. Sukienkę znam, bo mam identyczną, a kożuszek prawdziwy bym chciała. O ile jestem przeciwniczką noszenia futer o tyle kożuszek ma uzasadnienie. Uważam, że wykorzystywanie skór zwierząt które zjadamy jest po prostu gospodarnością, szkoda byłoby wyrzucić taką skórę. Dlatego dopuszczam w swojej głowie skóry ze zwierząt do zjedzenia.Natomiast szkoda mi zwierząt hodowanych tylko dla skóry.
OdpowiedzUsuńDziękuję Marzeno za tak długi komentarz.:)
UsuńTak mi się wydawało, że także masz tę sukienkę, tylko nie pamiętam, kiedy ją pokazywałaś. Obie lubimy Bon prix :) Mam płaszczyk czerwony, który Ty Marzenko zdążyłaś już pokazać, a ja jeszcze nie... Mam straszne zaległości, zresztą to przecież niemożliwe, by pokazać na blogu wszystko, w czym chodzimy :)
Ja ostatnio prawie w ogóle nie jem mięsa i wędlin, to wymóg mojej diety i mój wybór. Nie osądzam nikogo, kto nosi prawdziwe futra.
Po prostu uwielbiam sztuczne futerka :)
Pozdrawiam Cię cieplutko!
Witaj Basiu
OdpowiedzUsuńJak zawsze dziękuję, za dobre słowo, które u mnie zostawiłaś. Masz rację, warto zawsze być sobą i taka staram się być. Jednak jak wiesz i rozumiesz są chwile, kiedy trzeba założyć maskę. Gdybym tego nie robiła, to zraziłabym do siebie wszystkich, których kocham, lubię. Oni także to robią. Inaczej wszyscy bylibyśmy samotnymi osobami, tylko czasem mijającymi się na ścieżkach życia. No, chyba, że ktoś to lubi. A zmieniać się nie mam zamiaru. Lubię siebie taką jaką jestem, no może te zmarszczki za szybko przybywają
A te Twoje zimowe zdjęcia zachwycają. W tej stylizacji i otoczeniu ślicznie wyglądasz. Nigdy nie miałam ani kożuszka, ani futerka. Ale zawsze kojarzą mi się z moją mamą, która je nosiła. Teraz jednak przerzuciła sie na coś lżejszego.
Przez ten pospiech, brak czasu dopadło mnie zmęczenie i nie mogę sobie z nim poradzić. Mam nadzieję, że Twoje dni biegną spokojniejszym tempem i masz więcej czasu dla siebie.
Śnij wiosenny wiatr i krokusy na zielonej górskiej polanie
Droga Ismeno, tak to własnie jest. Czasem zakładanie masek jest po prostu koniecznością. Serce pęka mi z bólu, łzy cisną się do oczu, a muszę na przykład prowadzić zajęcia.
UsuńDziękuję za wszystkie miłe słowa.
Mimo że jestem na L-4 i mam obecnie więcej czasu, jestem ciągle zmęczona i nie potrafię złapać formy, więc doskonale Cię rozumiem.
Też czekam już na wiosnę i kwitnące krokusy...
Pozdrawiam Cię ciepło!
I ja pamiętam takie czasy. Przy okazji jednego z moich wyjazdów, po mniej więcej godzienie czekania przed budką telefoniczną, z nerwów zapomniałam numer do Rodziców :)
OdpowiedzUsuńA historia kożuszka przeurocza :) )))))
Cudownie go też wystylizowłaś - skandynawskie wzory, tak bardzo modne i połączenie kolorów przepiękne.
Kisses Kochana - Margot :) )))
To byłe czasy... Bez komórek i się żyło... :D
UsuńMiło mi, że podoba Ci się mój zestaw - taki codzienny do biegania zimą.:)
Moc pozdrowionek i buziaków!!!