piątek, 29 marca 2019

Nieśmiertelny "Dżem"... Spektakl "Skazany na bluesa".


Podróże to nie jest nasze jedyne hobby.
Dzisiaj podzielę się z Wami tym, co robimy z M. razem w wolnym czasie oprócz podróżowania.
Od lat kochamy teatr, dlatego minimum dwa razy w miesiącu spędzamy czas na różnego typu spektaklach,  koncertach lub bawiąc się na występach kabaretowych.
Zdjęcia i rejestracja dźwięku jest zabroniona, a my tego przestrzegamy.
Czasem wolno zrobić jedno lub dwa zdjęcia i akurat podczas tego spektaklu muzycznego uwieczniliśmy dwie sceny.
A miało to miejsce prawie rok temu - w kwietniu 2018 roku.
Niezwykle widowiskowy spektakl "Skazany na bluesa" na podstawie scenariusza filmowego o tym samym tytule. Adaptacja i reżyseria spektaklu: Arkadiusz Jakubik, zaś licencja na wystawienie utworu została podpisana przez Przemysława Angermana oraz Jana Kidawę - Błońskiego, Arkadiusza Jakubika oraz Stowarzyszenie Autorów ZAiKS.
W rolę Ryśka wcielił się Maciej Lipina ( od września 2014), wcześniej Tomasz Kowalski.


Gra i głos Maćka nas oczarowały. Charyzmatyczny, bardzo zdolny młody człowiek.  Kiedy zamykałam oczy, miałam wrażenie, że to naprawdę na scenie śpiewa Rysiek.
To była pełna wrażeń opowieść o życiu, marzeniach i przede wszystkim o geniuszu muzycznym  Riedla.
Dla M. to był powrót do młodości, kiedy miał swoją kapelę,  grał i śpiewał utwory "Dżemu".
 Czytałam kilka recenzji na temat spektaklu. Niektórzy zarzucają mu zbytnie powielanie scen z filmu i za mało fantazji. Każdy odbiera dzieło teatralne po swojemu, nawet jeśli nie było doskonałe, nie był to stracony czas, sceny - etiudy pantomimiczne, moim zdaniem były rewelacyjne, grze aktorów także nie można było niczego zarzucić. Ruch sceniczny, oprawa muzyczna, no i oczywiście śpiew Maćka w roli Ryśka dopełniały wysoki poziom spektaklu.


Spektakl zarówno bawi, ale także bardzo wzrusza. Natomiast wspólne śpiewanie utworów "Dżemu" dla nas było wielkim przeżyciem.
Po spektaklu możliwość spotkania się z Maćkiem i szczerze podziwiałam Go, jak cierpliwie rozdawał autografy i pozwalał na wspólne fotki.
M. był w "siódmym niebie",  ja zresztą też :)

Przed koncertem, zdjęcie w lustrze:


"Ciężko Jego życie sprowadzić do kilku zdań. Przede wszystkim żyliśmy po przyjacielsku, starał się przekazać mi wartości, które były dla niego ważne: miłość, wolność i przyjaźń... Uwielbiał powtarzać, że trzeba być zawsze sobą. Uczył mnie, jak być skromnym, że trzeba pomagać innym, że rodzina musi się trzymać razem, wreszcie pokazał mi, co to najprawdziwsza muzyka. Aby grać na poważnie, powtarzał, musi płynąć z serca."
Tak o swoim ojcu mówił syn Ryszarda Riedla - Sebastian, wokalista grupy Cree.

A poniżej Maciek - w roli Ryśka rozdaje autografy i pozuje do zdjęć.
Akurat wpisuje dedykację do zakupionego przed koncertem  biuletynu na temat spektaklu i twórczości"Dżemu".



Maciek podpisuje także koszulkę reklamującą spektakl:



Maciek - Rysiek i M. Dinozaur, wielbiciel "Dżemu":





Usatysfakcjonowani wracamy do domu :)


30 marca 2019 roku - czyli jutro, w katowickim Spodku odbędzie się jubileusz 40 - lecia istnienia zespołu. To miejsce szczególne dla grupy, to właśnie tutaj zagrali pierwszy raz w 1980 roku. Warto dodać, że "Dżem" koncertował w jeszcze niepełnym składzie już od 1973 roku, lecz od 1979 postanowili, że będą gać i śpiewać już tylko i wyłącznie swoje utwory, bez wcześniejszych niektórych przeróbek.


Wczoraj byliśmy natomiast w TZR ( Teatrze Ziemi Rybnickiej) na obchodach 15-lecia Kabaretu Skeczów Męczących. Się działo...

Pozdrawiam bardzo serdecznie wszystkich odwiedzających i życzę słonecznego i spokojnego weekendu.

Zdjęcia pochodzą z kwietnia 2018 roku.

poniedziałek, 25 marca 2019

PHENOMENAL US - CHALLENGE 44 Diabeł tkwi w szczegółach /Devil wears acessories


Miniony tydzień minął za szybko i nie do końca tak jakbyśmy  chcieli.
Za dużo spraw, za dużo chaosu życiowego...
Dlatego znów "odgrzewane kotlety" dawniejsze i z ostatnich postów.
Jestem sroczką: lubię naszyjniki, bransoletki, ale także torebki, apaszki, kapelusiki, fascynatory, etc. Na co dzień, na wielkie wyjścia, na wakacjach. :)

Gdyby komuś chciało się przejrzeć wybrane moje posty, to praktycznie zawsze pojawiają się różne dodatki. Wiosną, latem, jesienią i zimą.
Wybrałam kilkanaście przykładów.
Może na kolejne wyzwanie zdążę z nowymi zdjęciami. Czas pokaże.
A póki co, zapraszam na "odgrzewane kotlety": )
Skupiłam się przede wszystkim na naszyjnikach i koralach, ale oczywiście widoczne też są inne dodatki.

1. Mój ulubiony naszyjnik i ulubiona kolorystyka:


2.Róż i perłowe dodatki:


3. Orange i złote:


4. Pomarańczowe, żółte i złote dodatki:





5. Naszyjnik sówka i jasnozielona torebka;


6. Marynarskie srebrne dodatki i granatowo - biała torebka:


8. Naszyjnik i torebka dopasowane do płaszczyka:


9. Różowe korale i bransoletki harmonizują ze spódnicą:


10. Na wakacjach musowo kapelusiki i większe kapelusze oraz różne naszyjniki i bransoletki:



11. Tym razem większy kapelusz plażowo - spacerowy:


12. I wersja biało - kobaltowa:



13. Ten sam naszyjnik, ale w innym zestawie:


14. Na "bogato" - wesele Syna:


15.  I znowu "na bogato": wesele Syna Męża:


16. Sylwestrowo w domu:



I sylwestrowo w lokalu:


17. Odważne połączenie: Pomarańczowy z limonką:


18: Kolorowy naszyjnik do zielonej bluzki:


19. Naszyjnik i torebka w soczystej czerwieni:


20. Złote dodatki do czerwonej sukienki:


21. Naszyjnik i bransoletka w stylu "boho":


22. I jeszcze inny naszyjnik "boho" oraz kapelusz:


23. Kapelusz "cekinkowy" i oczywiście koraliki:


24. Także mój ulubiony "letni" naszyjnik i torebka żółto - biała oraz ten sam naszyjnik do innej kolorystycznie sukienki:



25. Tym razem długi zielony naszyjnik i limonkowa torebka:


26. Czarny naszyjnik - duże kwiaty.
      Pasuje też super do małej czarnej i innych sukienek:


28. Duży okazały naszyjnik - "perły", który pasuje do wielu zestawów:


29. Czarny naszyjnik w wiosennej oraz zimowej stylizacji:



30. Kolejny raz mój ulubiony letni naszyjnik, zmiana bransoletek, szalika, torebki.


I tak mogłabym miksować i wybierać zdjęcia, ale nie chcę Was zanudzać następnymi zdjęciami.
Te - są dowodem na to, że lubię dodatki "wszelakiej maści".

Pozdrawiam bardzo serdecznie wszystkich odwiedzających, szczególnie Grupę Fenomenalnych
i przepraszam, że i tym razem "odgrzewane kotlety".

wtorek, 19 marca 2019

Nowy Jiczyn - u naszych południowych sąsiadów.

Weekend zapowiadał się słonecznie.
Po dniach z silnymi, chłodnymi wiatrami, nie chciałam uwierzyć w to, że w niedzielę 17 marca temperatura ma skoczyć na plus -  16/ 18 stopni.
Po niedzielnym śniadaniu, krótka rozmowa:

- Wymyśliłem trasę. Jedziemy do Czech. :)
- Kolejny zamek? - już cieszę się, jak dziecko.
- Zamek jakiś tam jest, ale chyba szału nie ma...
- To taka tajemnica, gdzie pojedziemy? Przecież muszę wiedzieć, co na siebie narzucić.
- To niespodzianka :). Ale raczej wybierz sukienkę...

I tyle się dowiedziałam. Do samochodu pakuję sportowe buty w razie czego :)
Nigdy nie wiadomo, gdzie M. mnie wywiezie...

Jedziemy tradycyjnie w kierunku Raciborza, w kierunku Opawy.
Ale tym razem nie Opawa okazuje się naszym celem podróży - tylko Nowy Jiczyn.
No tego się faktycznie nie spodziewałam...
Zapraszam na wycieczkę.


Nowy Jiczyn jest malowniczo położonym miastem, które znajduje się na południowym skraju Bramy Morawskiej na Podbeskidziu. To zaledwie półtora godziny jazdy samochodem od naszego miejsca zamieszkania.
Miasto powstało według źródeł w latach osiemdziesiątych XIII wieku na skrzyżowaniu ważnych szlaków handlowych. Najstarsza wzmianka na temat miasta pochodzi dopiero z 1313 roku.
W Nowym Jiczynie można zobaczyć wiele ciekawych zabytków, które tworzą miejski Rezerwat Zabytków im. Masaryka, utworzony w 1967 roku.



Co zatem można zobaczyć w Nowym Jiczynie?
Z zabytków kultury na przykład regularny kwadratowy rynek, który nie ma swojego odpowiednika ( prawdopodobnie) w całych Czechach.
Znajdują się tu cenne mieszczańskie kamieniczki z podcieniami na wszystkich pierzejach rynku.





Krążyłam wokół rynku, by uwiecznić jak najwięcej miejsc. Miasto było totalnie wyludnione.
Chyba wszyscy mieszkańcy gotowali niedzielny obiad :)

O nazwie Nowego Jiczyna mówi kilka legend. Według jednej z nich miasto nazwano od imienia pięknej córki staroiczyńskiego zamku, Jitky, która aby uratować małego chłopca, walczyła z niedźwiedziem. Walkę oczywiście by przegrała, ale ocalił Jej życie pewien pasterz, który później został mężem dziewczyny.
Tyle legenda, a my podziwiamy dalej zadbane miasteczko:




Pod arkadami:


Piękne kamieniczki i detale:








Środek placu zdobi słup morowy z początku XVIII wieku, zaś w tle widoczny jest nowobarokowy hełm nad renesansową galeryjką na wieży kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Panny Marii.



W tym miejscu możemy także zobaczyć kamienną fontannę z rzeźbą tańczących wieśniaków:


I znowu urokliwe kamieniczki:




Za kamienicą w tle widoczna jest wieża ratusza:





W centralnym miejscu na Rynku jest umieszczona rzeźba św. Mikołaja oraz fontanna.
O tej porze roku, jeszcze bez wody...


Rynek, uliczki są zadbane, brakowało mi jednak bardzo zieleni i kwiatów, ale wiadomo, że na to jest jeszcze za wcześnie.



Chcieliśmy gdzieś przycupnąć, by napić się kawy i zjeść małe co nieco, ale wszystkie kawiarenki były pozamykane...



Wchodzimy w uliczkę, bliżej kościoła, który niestety także był zamknięty.



Okazała wieża obok  kościoła:


I zamknięty kościół na cztery spusty...



Wracamy do rynku:



Chciałam jeszcze uwiecznić kilka miejsc.
Podobały nam się  umieszczone wokół nieczynnej fontanny rzeźby jabłek:




Jednym z kolejnych atrakcji Nowego Jiczyna jest renesansowy zamek Żerotyński, aktualnie pałac i siedziba Muzeum Nowojiczyńska. Można zobaczyć tam oryginalną ekspozycję poświęconą technologicznemu procesowi wytwarzania kapeluszy.
Kierujemy się w stronę zamku. Mijamy piękną kamienicę, w której mieści się hotel:



Tego dnia muzeum także było nieczynne. :(


Wchodzimy na skromny dziedziniec:




Wieże pięknie wyglądają na tle niebieskiego nieba:



Czy warto jechać do Nowego Jiczyna?
Warto, ale my przed sezonem prawie wszędzie "pocałowaliśmy klamki".
Pogoda jednak dopisała, więc pierwszą wycieczkę w tym roku uważam za udaną.
Pewnie moglibyśmy pobyć w miasteczku dłużej, była to jednak próba kondycji zarówno M. jak i mojej...


Wycieczkowo:

Sukienka: pamiątka z Wisły
Kurtka: lokalny sklep
Botki: CCC
Torebka: lokalny sklep

I jeszcze mały bonus.
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w jedynej wypatrzonej otwartej gospodzie, aby wreszcie  się posilić.
Przed karczmą  wylegiwał się w słoneczku cudny czarny kot, a ja oczywiście musiałam go pogłaskać.




Piękny, prawda?


Pozdrawiam bardzo serdecznie wszystkich odwiedzających.
Przepraszam, że nie odpisałam jeszcze na wszystkie maile... Potrzebuję lepszego czasu...