sobota, 30 kwietnia 2016

Wyspa wulkanów, część druga. Lanzarote po raz czwarty.


Dzisiaj zapraszam Was na dalszą część wycieczki.

Jesteśmy już po atrakcjach w Parku Narodowych Timanfaya.

To co widzicie za nami, to plantacje winorośli. Zupełnie nie przypominają tych, które możemy podziwiać w Hiszpanii czy we Włoszech.


Kamienne murki mają za zadanie osłonić roślinki przed wiatrem i palącym słońcem.
Podziwiam pracowitość i determinację mieszkających tutaj ludzi. Jakże muszą być cierpliwi, by osiągnąć zamierzony cel...


W lokalnej winiarni mieliśmy okazję zobaczyć zdjęcia obrazujące proces wytwarzania trunków.
A wina z wysp są naprawdę bardzo dobre. :)



Kolejnym punktem wycieczki był obiad w skromnej restauracji, ale za to w bardzo urokliwej miejscowości, której niestety nazwy nie pamiętam... :(


To co mnie tutaj zachwyciło, to nieskazitelna wszędzie czystość. Białe domy, zadbane otoczenie, tak jakby ktoś wysprzątał chodniki i ulice przed naszym przyjazdem.
Podobne wrażenie odnieśliśmy w Jordanii. Tutaj widoczne było to na każdym kroku.
Jak wiecie, uwielbiam greckie klimaty, jednak co do czystości tam, różnie to bywa...
W przypadku Lanzarote byliśmy mile zaskoczeni, bo na pozostałych Wyspach Kanaryjskich też jest zupełnie inaczej.
W takim miejscu jak to, mogłabym zamieszkać na emeryturze...


Po obiedzie mieliśmy chwilę czasu. Szybko weszliśmy do małego kościółka znajdującego się w centrum miejscowości.




Ruszamy dalej...
Obserwujemy na trasie typowy dla Lanzarote krajobraz. Białe domy pięknie kontrastują z surowym, wulkanicznym klimatem wyspy.
Tutaj widzimy już zdecydowanie bardziej zielone tereny.
W takim domku też moglibyśmy zamieszkać... Mój M. był zachwycony wyspą.



Jedno z licznych dzieł artysty - Cesara Manrique.
To właśnie Jemu zawdzięczają mieszkańcy "wystrój" wyspy. Więcej na ten temat napiszę w poście poświęconym obecnej stolicy Lanzarote - Arrecife.


Bardzo żałuję, że nie udało nam się zwiedzić widocznego w głębi XVI - wiecznego kościoła pod wezwaniem Matki Boskiej z Guadelupe. Wiem z postu Beatki, że warto.
Kościół ten mieści się w miejscowości Teguisse. Jest to dawna stolica Lanzarote.
W programie naszej objazdówki nie było przewidzianego tam postoju :(
Później indywidualnie już nie dotarliśmy. :(


Myślę jednak, że jeśli wrócimy kiedyś na Wyspy Kanaryjskie, to zdecydowanie będzie to Lanzarote.


Mijamy na trasie piękną "Dolinę Tysiąca Palm":



Dotarliśmy wreszcie do kolejnej atrakcji wyspy - Janeos del Aqua. To także dzieło Cesara Manrique.



Fragment tunelu wulkanicznego został zaaranżowany przez wyżej wymienionego artystę.
Kiedy będziecie na Lanzarote, konieczcie zobaczcie to miejsce.


Nie wiem, jak to się stało, ale bez flesza wyszło nam takie ciekawe zdjęcie fragmentu jaskini. :)


  Schodząc po dosyć stromych schodach, obcujemy z piękną egzotyczną roślinnością na tle wulkanicznych skał.
 Aż wreszcie naszym oczom ukazuje się niezwykły widok: zbiornik wodny, w którym mieszkają maleńkie kraby - albinosy.



Krabiki wyglądają jak gwiazdy na niebie...



Do jaskini wpada dzienne światło, co powoduje tajemniczą grę cieni...


Obowiązkowa fotka :)


Warto zobaczyć tutaj przepiękną salę koncertową. Bardzo chciałabym posłuchać w takim miejscu muzyki.
Akustyka jest niesamowita.
Mieliśmy okazję doznać takich wrażeń muzycznych, zwiedzając jaskinie na Majorce.


A po opuszczeniu jaskini - małe Karaiby.
Znajduje się tu niewielki basen i oczywiście piękna egzotyczna roślinność.
Trochę "plaża" jest sztuczna, ale ogólnie otoczenie bardzo ciekawe.


Słoneczko przygrzewa coraz bardziej, więc czerwona bluzka powędrowała do torby.


Mój M. w cieniu na kamieniu...


Przed nami jeszcze wizyta w Muzeum Wulkanologii.
Idąc, nieustannie zachwycamy się aranżacją tego miejsca, przede wszystkim różnorodnością roślin.


i nie tylko..



W muzeum nie mieliśmy za dużo czasu, ale pooglądaliśmy ciekawe zdjęcia, wystawy, obrazujące historię wyspę.





Wycieczka była obfita w liczne atrakcje. A to jeszcze nie koniec. :)
W kolejnym poście zaproszę Was do jeszcze jednego ciekawego miejsca.
Już dzisiaj zapraszam. :)



Pozdrawiam bardzo serdecznie wszystkich odwiedzających.
Życzę Wam wspaniałego kwietniowo - majowego weekendu.
Po weekendzie odpiszę wreszcie na maile... Proszę o cierpliwość.
Szczególnie proszę o cierpliwość Anię, Dorotkę i Sylwię. :)

Zdjęcia pochodzą z lutego 2016 roku.


Bluzka: Mohito
Tunika w kwiaty: Orsay
Spodnie: lokalny sklep
Biżuteria: Avon, Orsay
Torba: Avon









wtorek, 26 kwietnia 2016

Zamek w Toszku. Podróże bliskie.

Czas ucieka, a ja nadal nie przygotowałam  kolejnego posta z Lanzarote.
Gdyby doba miała 40 godzin... :(  Może byłabym na bieżąco...
A więc dzisiaj  znów zapchaj dziura - krótka relacja z niedzielnej wycieczki, sprzed 2 tygodni.
Zamek w Toszku nie powala może wszystkich zwiedzających na kolana, ale warto tam  się wybrać, by pospacerować  wokół zamku i zobaczyć to i owo...
Nam bardzo się podobało to miejsce, więc może nie do końca jest to zapchaj dziura.:)
Zapraszam zatem na krótką relację.


Budowa zamku i murów obronnych sięga X - XI wieku. Dawniej na tym miejscu stał drewniany gród.
Zamek został zniszczony w 1811r., częściowo natomiast odbudowany w latach 1950 - 1960.


Wokół zamku fosa.


Tego dnia mimo chłodu, kręcili się liczni turyści, musieliśmy z M. uzbroić się w cierpliwość, by nie pojawili się w kadrze.




Obecnie mieści się tutaj siedziba toszeckich placówek kultury.




Historia zamku jest bardzo ciekawa. Wybaczcie, że tym razem jej nie przytoczę. Myślę, że zainteresowane osoby na pewno do niej dotrą... :)



Zamiast historii, posłuchajcie toszeckiej legendy o złotej kaczce...


W 1811 roku na zamku wybuchł pożar. Strawił on doszczętnie zabudowania mieszkalne. Ówczesnym właścicielem zamku był Franciszek Gaschin. Jego żona - Gizela uciekając podczas pożaru, zdołała zabrać kaczkę siedzącą na 11 złotych jajkach, aby zakopać ją w podziemnym przejściu. Jak głosi legenda, hrabina Gizela wkrótce zmarła, jednak złota kaczka nigdy się nie odnalazła.


Teren wokół zamku jest uporządkowany, odbywają się tutaj liczne imprezy kulturalne, turnieje, konkursy.




Wieża zamkowa:



Planowaliśmy  zwiedzić wnętrze zamku, ale nie było odpowiedniej ilości chętnych. Nie chciało nam się czekać, na zebranie grupy, więc tym razem rezygnujemy... Wybieramy spacer...






Powoli opuszczamy teren zamku i wracamy do domu. Wycieczka była bardzo krótka, obowiązki czekają...


Na koniec jeszcze kilka zdjęć. Zachwycił mnie ten kwitnący krzak dzikiej róży, rosnący sobie na dziko...
No i nie ukrywam, pięknie harmonizuje z moimi wycieczkowymi gatkami. :).





Pozdrawiam bardzo serdecznie wszystkich odwiedzających.

Sweter: Bon Prix
Bluzka: Bon Prix
Spodnie: lokalny sklep
Dodatki: złoty łańcuszek - prezent od rodziców
Pierścionek: Orsay
Bransoletki, torba: Avon