poniedziałek, 29 grudnia 2014

Koniec roku ... Zaproszenie na spacer...

Witajcie!

Kończy się Stary Rok... To dobrze...
Powiem krótko, to był trudny rok, bardzo...
Pragnę wejść w Nowy z wiarą i nadzieją,
że będzie lepszy, łaskawszy...
Że przyniesie dobre rozwiązania...
Dziękuję za to, co było w Starym dobre...
Dziękuję za siłę, by przetrwać to, co było trudne...

Nie będzie z mojej strony żadnych szczegółowych podsumowań...
Nie będzie żadnych szczegółowych obietnic na Nowy Rok...
Bo życie potrafi wiele spraw zweryfikować...
Z pokorą czekam na nowe...

Wam także Kochani  życzę wszystkiego dobrego!
Niech zdrowie Was nie opuszcza...
Niech spełniają się Wasze skryte marzenia,
realizują wytyczone cele!

Szczęśliwego Nowego Roku!!!

Tym, którzy wybierają się na zabawę sylwestrową, życzę wspaniałej zabawy do samego rana...

Zdjęcia pochodzą z różnych dni, robione: do południa, po południu, wczesnym wieczorem...
Zapraszam Was na zimowy a przede wszystkim wieczorny spacer, zobaczycie chociaż w pigułce moje rodzinne miasto:




Miasto wieczorem wygląda bajecznie. Zmarzłam strasznie podczas spaceru, no i forma jeszcze kiepska, ale chciałam pokazać Wam kawałek mojej małej ojczyzny...





Anioły zachwycają szczególnie:



Przy tej fontannie latem miałam kilka razy robione zdjęcia, teraz też jest śliczna, prawda?


I znów Rynek:




Wejście na pasaż w kierunku chluby naszego miasta - przepięknej Bazyliki:




Na końcu pasażu lśniąca choinka:



 Niezwykła szopka:





Powrót w kierunku Rynku:


Bogato oświetlony budynek Urzędu Miasta:



I jeszcze raz ta sama fontanna na tle UM:


Piękna ta moja mała ojczyzna...


Do zobaczenia w Nowym Roku!


Dziękuję, że byliście ze mną przez 12 miesięcy.

Pozdrawiam bardzo serdecznie wszystkich odwiedzających.

Biała kurteczka; już wystąpiła: Tally Weijl
Spódnica - na blogu debiut: lokalny sklep
Torba "srebrzysta": Avon
Rękawiczki granatowe: Biedronka
Szalik: Sklep indyjski
Botki szare: CCC

Biała kurtka z lamą; też już wystąpiła: Sklep z ubraniami z Paryża
Turkusowe spodnie: lokalny sklep
Turkusowy szalik, rękawiczki: nie pamiętam...
Torba: Metro
Buty na koturnie ( tylko w takich mogłam iść wtedy na spacer po nieszczęsnym locie): CCC












wtorek, 23 grudnia 2014

Pomódlmy się w Noc Betlejemską...


Pomódlmy się w Noc Betlejemską,
W Noc Szczęśliwego Rozwiązania,
by wszystko nam się nam rozplątało,
węzły, konflikty, powikłania.

Oby się wszystkie trudne sprawy
porozkręcały jak supełki,
własne ambicje i urazy
zaczęły śmieszyć jak kukiełki.

By Anioł podarł każdy dramat
aż do rozdziału ostatniego,
kładąc na serce pogmatwane,
jak na osiołka - kompres śniegu.

(...)

Aby wątpiący się rozpłakał
na cud czekając w swej kolejce,
a Matka Boska - cichych, ufnych,
jak ciepły pled wzięła na ręce.

                                                  Ks. Jan Twardowski



















Kochani, życzę Wam radosnych, pełnych bliskości drugiej osoby Świąt Bożego Narodzenia.
Tym, którzy nie obchodzą świąt, życzę odpoczynku, wspaniałych spotkań rodzinnych.
Niech każdy spędza ten czas, tak jak pragnie.
Ważne - byśmy byli po prostu razem... 

Pozdrawiam bardzo serdecznie wszystkich odwiedzających.

środa, 17 grudnia 2014

Szybka nauka latania - nie naśladować...

Witajcie!

Na pytanie, czy lubię latać, odpowiadam: Tak!!!
Czy boję się latania: NIE!
Moja chęć zobaczenia nowego miejsca jest tak wielka, że nawet, jeśli pojawi się przez moment strach, znika zupełnie, w momencie wizualizacji miejsca, do którego zdążam.
Radość, która zawsze mi towarzyszy podczas nowej podróży, zagłusza wszelkie symptomy ewentualnego lęku.
Oczywiście mówimy o lataniu samolotem...

Bo... nie lubię "latać" ze schodów...
I nie wiem moi drodzy, jak to się stało...
Pamiętam tylko:
- poranek podobny do poprzedniego
- godzina 7.00 rano
- tysiąc spraw na głowie
- zgrzyt klucza w drzwiach
- plątanina myśli
- kolejne drzwi
- ciężar laptopa i torby z rekwizytami na zajęcia Koła Teatralnego
- parasolka pod pachą
- torebka prawie w zębach, bo 3 i 4 ręki brak
- czas, czas, czas
-pierwszy schodek
- LOT
- ostatni, dziewiąty schodek i ja bez ruchu
- głos z zaświatów: Pani Basiu, co się stało, co panią boli?
- pochylone nade mną twarze sąsiadów
- skoro boli, to żyję
- powrót do rzeczywistości
- potworny ból całego ciała

Zdecydowanie nie lubię latać, w ten sposób bardzo nie lubię...

A potem:
- przerażony mąż
- "zbieranie " mnie z podłogi
- przychodnia
 -lekarz
- prześwietlenie
- lekarz
- i potworny ból całego ciała

Sympatyczna przeszło 60-letnia pielęgniarka, powiedziała mi, że jak żyje i pracuje, nie robiła jeszcze nikomu prześwietlenia brody. No cóż, kiedyś musi być pierwszy raz. Ja też nigdy nie latałam ze schodów...
Gdybyście widzieli, jakie pozy musiałam przybierać, by pani mogła mi zrobić RTG brody, to chyba pęklibyście ze śmiechu. Sama rechotałam i jednocześnie syczałam z bólu...
 Nie byłam pewna, czy szczęka jest na miejscu cała, bo broda zrobiła się raz tak większa...
A potem musiałam się wgramolić powtórnie, by prześwietlić nogi, biodra etc...
Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać, mąż podciągał mnie jednej strony, pielęgniarka z drugiej, jakoś się przy ich pomocy udało. Uff...

Pielęgniarka mówi: Proszę się teraz odwrócić na prawy bok.
 Pięknie, tylko jak tego dokonać...

Po godzinie turlania się, wreszcie zrobiono mi kilkanaście pamiątkowych zdjęć.
Wybaczcie, ale nie nadają się na post...
Ta "sesja" była wyjątkowo bolesna...

Przed zdjęciami, mąż zdjął moje korale - wszak byłam w pełnym rynsztunku przygotowana do pracy-  i by ich nie zgubić, zawiesił je sobie na szyi. Wreszcie mogliśmy opuścić gabinet RTG i czekać na zdjęcia i powtórną wizytę u naszej przemiłej pani doktor.
Wychodzę, a właściwie kuśtykam na jednej nodze, w eleganckiej sukni, boso, z rajstopami w dłoni,  z krwiakiem na brodzie, a mój mąż obok mnie paraduje z moją torebką na ramieniu i koralami na szyi. Zdziwienie na twarzy pacjentów w poczekalni  - bezcenne...

Kolejne wejście do gabinetu ze zdjęciami, diagnoza  i ulga - jestem potłuczona, ale cała.
No cóż, jestem zodiakalną lwicą, więc mimo tak groźnego upadku nie złamałam niczego...
Szczęście w nieszczęściu...
I nagle pani doktor mówi do mojego męża: Ładnie pasują panu te korale do swetra.
Parsknęliśmy wszyscy śmiechem.

Pewnie zastanawiacie, dlaczego piszę o tym wydarzeniu humorystycznie.
Moi drodzy, cóż znaczy mój niefortunny lot wobec innych nieszczęść i tragedii na świecie?
Jestem obita, posiniaczona, obolała, miejscami opuchnięta, najgorzej nogi - od stóp po kolana , no i ta nieszczęsna broda...
Ale wyliżę się...
Może to było po coś?

Piszę o mojej przygodzie, nie po to, by wzbudzić sensację czy litość, tylko zachęcić do refleksji.
Czasem trzeba upaść, by znów się podnieść i iść dalej...
Czasem trzeba się zatrzymać, by coś przemyśleć i spojrzeć z innej perspektywy...
Na nowo stawiać kroki, powoli, powolutku...
By znów rozwinąć skrzydła i polecieć po raz kolejny - tylko tym razem  -  w stronę słońca...




Wybaczcie mi moje spóźnione wizyty na Waszych blogach...

Życzę Wam spokojnych i bezpiecznych dni.
Pozdrawiam bardzo serdecznie wszystkich odwiedzających.
Jeszcze do Was zawitam z życzeniami świątecznymi.

Zdjęcia są zapowiedzią postów na temat Dominikany, które ukażą się w przyszłym roku.





czwartek, 11 grudnia 2014

Rudy, lokomotywy i niezwykły pasjonat...

Witajcie!
No i pokonała mnie grypa, broniłam się, ale ONA zawsze atakuje późną jesienią.
Przepraszam za nieobecność na Waszych blogach, w przyszłym tygodniu na pewno Was odwiedzę.

Dzisiaj kolejna garść ciepłych, letnich jeszcze wspomnień.
W Rudach byłam kilkanaście razy, nie jestem w stanie powiedzieć - ile...
To jedno z tych miejsc, o którym M. mówi, że mamy "rzut beretem".
To jedno z tych miejsc, do którego zawsze wracam z wielką przyjemnością.
I wreszcie - to jedno z tych miejsc, gdzie zawsze odkrywam coś nowego.
Tak było i tym razem.

Zapraszam zatem do Rud.
Dzisiaj ograniczę wiadomości do minimum, myślę, że zdjęcia zachęcą Was do odwiedzenia tego miejsca.

Jest ciepły wrześniowy weekend.
Za mną budynek dworca kolejowego a dokładnie Zabytkowa Stacja Kolei Wąskotorowej w Rudach - gmina Kuźnia Raciborska.



W sezonie jedną z atrakcji jest przejażdżka zabytkową kolejką. Nie macie pojęcia, jaka to frajda.
Kolejka ta rusza o pełnej godzinie, począwszy od godziny 11.00.




Zabytkowy budynek lokomotywowni:




Wewnątrz ponad godzinę podziwialiśmy ciekawe eksponaty:




Kiedyś pisałam na moim blogu, że dawno, bardzo dawno temu wymyślałam bajki o lokomotywie Klementynce.
Za każdym razem, kiedy tu jestem, zastanawiam się, która z nich jest tą - z mojej bajki...


Ta?


Może ta?



A może ta jednak?


Kiedy patrzę na zdjęcia, zastanawiam się także, czy ten fason i długość spódnicy jest jeszcze dla mnie... Wprawdzie nie spódnica jest "bohaterką" w dzisiejszym poście - tylko Rudy, piękne lokomotywy i pan A..., ale proszę Was o szczerą radę: śmigać jeszcze w tej kiecuszce, czy absolutnie nie...  Materiał jest bardzo ładny i "niezniszczalny". Na zdjęciach tego nie widać, ale na całości są przyszyte delikatne cekinki  w kolorze spódnicy a dół obszyty satynową plisą. Spódnica jest dwuwarstwowa, uszyta z klinów, ładnie "wiruje" na wietrze no i ma soczysty kolor...
Chyba popełniłam rekord. W żadnym poście nie rozpisałam się tak bardzo na temat "ciucha"...
Z wiekiem jestem coraz bardziej sentymentalna...


Już za moment przedstawię Wam, niezwykłego pasjonata nie tylko kolejnictwa, ale także członka Grupy Rekonstrukcji Historycznej.
Grupa ta odtwarza postacie i wydarzenia historyczne z wielką precyzją, wręcz pedantyczną dokładnością.


Ponad 3 godziny przemiły pan opowiadał nam o swojej pasji.
Podczas jego opowieści poczuliśmy klimat lat 30 i 40 - tych...




Tutaj możecie przeczytać, jaki był cel założenia grupy:


Zebrane eksponaty są w znacznej większości oryginalne...


Pan A. zadziwiał nas wiedzą historyczną.




O swojej pasji opowiadał niezwykle żywiołowo. O każdym przedmiocie mógł mówić godzinami...



Słuchaliśmy muzyki z patefonu:


Zostaliśmy poczęstowani czekoladą:


A ja oczywiście wypatrzyłam tego Misiaczka. Moi stali bywalcy na blogu wiedzą, że mam słabość do Misiaków...
Takie walizki pamiętam z dzieciństwa, stały sobie w kącie na strychu w domu u mojej babci...


Kończymy powoli nasz kilkugodzinny pobyt w Rudach.



Teraz obiecane ciacho i kawka i wracamy do domu...


Do Rud zaproszę Was jeszcze kilka razy...  O Bazylice Mniejszej z Pocysterskim Zespołem Klasztorno - Pałacowym będzie na moim blogu na pewno, ale dopiero wiosną...


Pozdrawiam bardzo serdecznie wszystkich odwiedzających.
Już dzisiaj życzę miłego i spokojnego weekendu.

Zdjęcia pochodzą z września tego roku.

Spódnica: Sklep indyjski
Bluzka: Moda Polska
Torebka: Tally Weijl
Bransoletki: lokalny sklep
Sandały - już wystąpiły: Kapris