Życzę Wam
Świąt błogosławionych, dających radość i niosących nadzieję...
By spełniły się najgłębsze w sercu ukryte pragnienia...
A Nowy Rok oszczędził bólu i wszelkich trosk...
Był pełen miłości, pokoju i spokoju...
Wybaczcie mi tak krótkie życzenia, ale w nich zawarte jest wszystko...
Świętujcie i odpoczywajcie...
Kochani, dziękuję za pamięć, za ciepłe słowa, telefony, sms- y, maile.
Wybaczcie mi także moją nieobecność na Waszych blogach.
Pozdrawiam wszystkich odwiedzających.
Wasza Barbarossa.
piątek, 23 grudnia 2016
czwartek, 28 lipca 2016
Trzy lata... Garść wspomnień z 2013 roku...
Trzy lata blogowania...
W lipcu 2013 pojawiłam się nieśmiało w blogosferze.
I z wieloma przerwami - jestem... To znaczy nie wracam jeszcze do blogosfery regularnie, ale gdzieś tam jestem...
A jak było w 2013 roku?
Było kolorowo:
Urodzinowo i imieninowo:
I kilka razy biało - czarno:
Jesienno - zimowo:
No i oczywiście wspomnieniowo - podróżniczo ( Francja 2006 r.):
( Francja, Paryż, 2006r )
(Francja, Paryż, 2006r.)
( Francja, Zamki nad Loarą, 2006r.)
(Egipt, Karnak, 2008r.)
(Egipt, Giza, 2008r.)
(Egipt, Wyspa Giftun, 2008r.)
(Grecja, Kreta, 2008r.)
( Ziemia Święta - Izrael, Jerozolima, 2009r.)
(Grecja, Kreta, 2008r.)
Lot na Kretę:
A także w moich ulubionych niebieskościach w greckich klimatach:
(Santorini, 2008r.)
(Kreta, 2008r.)
(Kreta, Hania, 2008r.)
(Zakynthos, 2013r.)
jak wyżej...
jak wyżej:
(Korfu, 2013r.)
I jeszcze więcej i więcej, ale nie chcę zanudzać Was kolejnymi zdjęciami. I tak dzisiaj ich sporo...
Jeszcze bez opisu - Barbarossa...
Napiszę krótko: tęsknię już za Wami, dziękuję za Waszą obecność przez te 3 lata.
Za każde miłe, serdeczne słowo, maile, telefony. Za pamięć...
Niebawem do Was wrócę a także odwiedzę moje ulubione blogi.
Pozdrawiam wszystkich odwiedzających bardzo serdecznie.
Zdjęcia pochodzą z wybranych postów z 2013 roku.
czwartek, 19 maja 2016
Pożegnanie...
Nie wiem, jak nazwać to, co czuję...
Brakuje mi słów: ból, cierpienie, pustka - to za mało, by określić ten stan. :(
Kilkanaście dni temu podziwiałaś Mamo kwitnące kwiaty, soczystą majową zieleń, błękitne niebo i słońce.
Patrzyłaś, jak bliskie Ci osoby krzątały się na podwórku...
Planowałyśmy wycieczkę na Górę św. Anny, to było jedno z ulubionych Twoich miejsc...
Zjadłaś z apetytem ciasto z owocami, byłaś radosna, uśmiechnięta, a ja byłam pełna nadziei na lepsze...
Z okazji zbliżającego się Dnia Matki chciałam Ci dać w prezencie torebkę i Twoje ulubione Raffaello...
W niedzielę 15.05. odeszłaś na drugą stronę...
Wczoraj pożegnaliśmy Cię na zawsze.
Pożegnaliśmy, ale nigdy o Tobie nie zapomnimy i nie przestaniemy kochać...
I wierzę w to, że Ty o tym wiesz...
Bo inaczej, TO wszystko, nasze życie TU, nie miałoby sensu...
To zdjęcie jest mi szczególnie drogie, ponieważ Mamo wiem, że nosiłaś mnie w tym czasie pod sercem...
Moi drodzy, wrócę do Was, jak będę gotowa...
Brakuje mi słów: ból, cierpienie, pustka - to za mało, by określić ten stan. :(
Kilkanaście dni temu podziwiałaś Mamo kwitnące kwiaty, soczystą majową zieleń, błękitne niebo i słońce.
Patrzyłaś, jak bliskie Ci osoby krzątały się na podwórku...
Planowałyśmy wycieczkę na Górę św. Anny, to było jedno z ulubionych Twoich miejsc...
Zjadłaś z apetytem ciasto z owocami, byłaś radosna, uśmiechnięta, a ja byłam pełna nadziei na lepsze...
Z okazji zbliżającego się Dnia Matki chciałam Ci dać w prezencie torebkę i Twoje ulubione Raffaello...
W niedzielę 15.05. odeszłaś na drugą stronę...
Wczoraj pożegnaliśmy Cię na zawsze.
Pożegnaliśmy, ale nigdy o Tobie nie zapomnimy i nie przestaniemy kochać...
I wierzę w to, że Ty o tym wiesz...
Bo inaczej, TO wszystko, nasze życie TU, nie miałoby sensu...
To zdjęcie jest mi szczególnie drogie, ponieważ Mamo wiem, że nosiłaś mnie w tym czasie pod sercem...
Moi drodzy, wrócę do Was, jak będę gotowa...
niedziela, 8 maja 2016
Niszczejące perełki... Wizyta w Łubowicach, Brzeźnicy i Strzybniku.
To miała być wycieczka do bardzo dobrze znanej nam miejscowości, którą chciałam Wam przybliżyć na blogu.
Nagle w ostatnim momencie, zobaczyłam drogowskaz z informacją, że coś ciekawego kryje się 10 km dalej, jeśli skręcimy w prawo. Nie zdążyłam nawet przeczytać co...
Ale od czego mój kajecik z zapiskami. :)
Mówię do męża: Jedziemy tam, mam w zapiskach: ruiny. Zobaczymy na trasie, co jeszcze warto zobaczyć.
I w ten oto sposób odkrywamy kolejną perełkę:
W Łubowicach, małej wsi leżącej w powiecie raciborskim, mieszczą się ruiny pałacu Wichendorffów.
Pałac został wziesiony przez Karla Wezla Von Klocha w 1780 roku,.
Początkowo był to dwuskrzydłowy, ceglany budynek na planie litery L.
Ponownie przebudowany przez Karla - Adolfa Theodora von Eichendorffa.
W pałacu tym urodził się Joseph von Eichendorff - wybitny poeta romantyczny, zaś budowniczym pałacu był wówczas jego dziadek.
Książę raciborski Wiktor I von Hohenlohe - Waldenburg - Schillingfurst, właściciel Łubowic dokonał kolejnej przebudowy pałacu w stylu angielskiego neogotyku.
Niestety pałac został zniszczony podczas II wojny światowej i przez lata porastał dzikimi zaroślami.
Na zdjęciach - to, co z niego zostało:
Dzięki staraniom Łubowickiego Towarzystwa Miłośników Józefa von Eichendorfa teren pałacu oraz parku został uporządkowany i udostępniony dla zwiedzających.
Tablice ostrzegały, by nie zwiedzać wewnątrz ruin, więc fotki robiliśmy tylko z bezpiecznego miejsca.
Dzisiaj możemy zobaczyć pozostałości zewnętrznych murów, fragmenty ścian działowych, część piwnic.
Prawdopodobnie znajdują się tutaj tunele, które docierają do sąsiednich miejscowości: Turzy oraz Rudnika...
Niewątpliwie ruiny te, to kolejny kawałek historii...
Wokół pałacu znajdują się tablice - gabloty z utworami poety.
Joseph von Eichendorff był twórcą opowiadań, eseji, poezji oraz sztuk teatralnych.
Czas na chwilę romantycznych strof...
Dąb poświęcony poecie...
Izby pamięci nie zwiedziliśmy, ponieważ akurat odbywała się w budynku zamknięta impreza...
Zaledwie kilkanaście kroków dalej naszym oczom ukazał się neogotycki kościół pod wezwaniem Narodzenia Najświętszej Maryi Panny.
Dla zainteresowanych - trochę historii:
Opuszczamy powoli Łubowice, by odszukać zabytkowy młyn.
Znaleźliśmy go w sąsiedniej miejscowości - w Brzeźnicy.
Do tego miejsca udało nam się dotrzeć dzięki uprzejmości miejscowych.
W ogóle, to wzbudzaliśmy z M. trochę sensację... Sobotnie popołudnie, ludzie pracują w przydomowych ogródkach, zamiatają chodniki przed domostwami, inni przysposabiają się do grillowania, psy leniwie szczekają, koty wygrzewają się w słoneczku, a dwoje niemiejscowych spaceruje między ich domami oraz płotami i szuka młyna :)
Tacy z nas zakręceni wariaci...
No i jest i młyn w całej okazałości:
Jest i poezja:
Prosiłam, by M. podszedł do wspólnego zdjęcia, ale męczyła Go paskudna alergia i trochę marudził...
Młyn zaliczony...
Jedziemy dalej, przed nami ostatni punkt wycieczki, ten z trasy, niezaplanowany...
Dojeżdżamy do miejscowości Strzybnik.
Parkujemy samochód i ruszamy pieszo:
Pierwsza perełka przed nami. Niestety już nie perełka, tylko ruiny pałacu, które grożą zawaleniem:
A kiedyś kwitło tutaj życie.
Pałac powstał na początku XIX wieku dzięki Joachimowi Fryderykowi von Esckstedt. Po jego śmierci pałac przechodził w różne ręce. Wokół znajdowały się zabudowania folwarczne, kuźnie, stajnie, gorzelnia, młyn oraz spichlerz.
Ostatni właściciel wyjechał stąd w 1944 roku. Dalsze losy pałacu są podobne do wielu w Polsce obiektów. Posiadłość dostała się w ręce PGR -u i powoli chyliła się ku upadkowi :(
Ale tu musiało być kiedyś pięknie...
Jeszcze jedno podejście:
W tych budynkach znajdowały się kuźnia oraz stajnie:
Niestety budynki są bardzo zniszczone...
Idziemy w kierunku spichlerza:
Zniszczony zegar, w głębi stodoła,
a z lewej strony spichlerz, częściowo odnowiony. Budynek jest obecnie w rękach prywatnych...
I jeszcze jedno spojrzenie na niszczejące obiekty z 2 strony:
Kończymy naszą bardzo udaną, moim zdaniem, wycieczkę.
Mieliśmy spenetrować jedną miejscowość, a udało się aż trzy :)
Kiedy zwiedzamy takie miejsca, strasznie żal, że wszystko popada w ruinę...
Chociaż nigdy nie wiadomo, może kiedyś, ktoś zainteresuje się tymi obiektami...
Pozdrawiam bardzo serdecznie wszystkich odwiedzających. Za kilka dni zapraszam znów na Lanzarote.
Maj 2016
Spódnica szara: Bon Prix
Bluzka: Orsay
Torba: Hurtownia torebek włoskich
Naszyjnik: jubiler, prezent ( za bardzo nie widać go na zdjęciach)
Nagle w ostatnim momencie, zobaczyłam drogowskaz z informacją, że coś ciekawego kryje się 10 km dalej, jeśli skręcimy w prawo. Nie zdążyłam nawet przeczytać co...
Ale od czego mój kajecik z zapiskami. :)
Mówię do męża: Jedziemy tam, mam w zapiskach: ruiny. Zobaczymy na trasie, co jeszcze warto zobaczyć.
I w ten oto sposób odkrywamy kolejną perełkę:
W Łubowicach, małej wsi leżącej w powiecie raciborskim, mieszczą się ruiny pałacu Wichendorffów.
Pałac został wziesiony przez Karla Wezla Von Klocha w 1780 roku,.
Początkowo był to dwuskrzydłowy, ceglany budynek na planie litery L.
Ponownie przebudowany przez Karla - Adolfa Theodora von Eichendorffa.
W pałacu tym urodził się Joseph von Eichendorff - wybitny poeta romantyczny, zaś budowniczym pałacu był wówczas jego dziadek.
Książę raciborski Wiktor I von Hohenlohe - Waldenburg - Schillingfurst, właściciel Łubowic dokonał kolejnej przebudowy pałacu w stylu angielskiego neogotyku.
Niestety pałac został zniszczony podczas II wojny światowej i przez lata porastał dzikimi zaroślami.
Na zdjęciach - to, co z niego zostało:
Dzięki staraniom Łubowickiego Towarzystwa Miłośników Józefa von Eichendorfa teren pałacu oraz parku został uporządkowany i udostępniony dla zwiedzających.
Dzisiaj możemy zobaczyć pozostałości zewnętrznych murów, fragmenty ścian działowych, część piwnic.
Prawdopodobnie znajdują się tutaj tunele, które docierają do sąsiednich miejscowości: Turzy oraz Rudnika...
Niewątpliwie ruiny te, to kolejny kawałek historii...
Joseph von Eichendorff był twórcą opowiadań, eseji, poezji oraz sztuk teatralnych.
Czas na chwilę romantycznych strof...
Dąb poświęcony poecie...
Izby pamięci nie zwiedziliśmy, ponieważ akurat odbywała się w budynku zamknięta impreza...
Zaledwie kilkanaście kroków dalej naszym oczom ukazał się neogotycki kościół pod wezwaniem Narodzenia Najświętszej Maryi Panny.
Dla zainteresowanych - trochę historii:
Opuszczamy powoli Łubowice, by odszukać zabytkowy młyn.
Znaleźliśmy go w sąsiedniej miejscowości - w Brzeźnicy.
Do tego miejsca udało nam się dotrzeć dzięki uprzejmości miejscowych.
W ogóle, to wzbudzaliśmy z M. trochę sensację... Sobotnie popołudnie, ludzie pracują w przydomowych ogródkach, zamiatają chodniki przed domostwami, inni przysposabiają się do grillowania, psy leniwie szczekają, koty wygrzewają się w słoneczku, a dwoje niemiejscowych spaceruje między ich domami oraz płotami i szuka młyna :)
Tacy z nas zakręceni wariaci...
No i jest i młyn w całej okazałości:
Jest i poezja:
Prosiłam, by M. podszedł do wspólnego zdjęcia, ale męczyła Go paskudna alergia i trochę marudził...
Młyn zaliczony...
Jedziemy dalej, przed nami ostatni punkt wycieczki, ten z trasy, niezaplanowany...
Dojeżdżamy do miejscowości Strzybnik.
Parkujemy samochód i ruszamy pieszo:
Pierwsza perełka przed nami. Niestety już nie perełka, tylko ruiny pałacu, które grożą zawaleniem:
A kiedyś kwitło tutaj życie.
Pałac powstał na początku XIX wieku dzięki Joachimowi Fryderykowi von Esckstedt. Po jego śmierci pałac przechodził w różne ręce. Wokół znajdowały się zabudowania folwarczne, kuźnie, stajnie, gorzelnia, młyn oraz spichlerz.
Ostatni właściciel wyjechał stąd w 1944 roku. Dalsze losy pałacu są podobne do wielu w Polsce obiektów. Posiadłość dostała się w ręce PGR -u i powoli chyliła się ku upadkowi :(
Ale tu musiało być kiedyś pięknie...
Jeszcze jedno podejście:
W tych budynkach znajdowały się kuźnia oraz stajnie:
Niestety budynki są bardzo zniszczone...
Zniszczony zegar, w głębi stodoła,
a z lewej strony spichlerz, częściowo odnowiony. Budynek jest obecnie w rękach prywatnych...
I jeszcze jedno spojrzenie na niszczejące obiekty z 2 strony:
Kończymy naszą bardzo udaną, moim zdaniem, wycieczkę.
Mieliśmy spenetrować jedną miejscowość, a udało się aż trzy :)
Kiedy zwiedzamy takie miejsca, strasznie żal, że wszystko popada w ruinę...
Chociaż nigdy nie wiadomo, może kiedyś, ktoś zainteresuje się tymi obiektami...
Pozdrawiam bardzo serdecznie wszystkich odwiedzających. Za kilka dni zapraszam znów na Lanzarote.
Maj 2016
Spódnica szara: Bon Prix
Bluzka: Orsay
Torba: Hurtownia torebek włoskich
Naszyjnik: jubiler, prezent ( za bardzo nie widać go na zdjęciach)
Subskrybuj:
Posty (Atom)