W Kończycach Małych byliśmy w 2016 roku...
To był dla mnie trudny czas, odejście mojej Mamy a niedługo potem nawrót choroby Ani.
Nigdy nie opublikowałam posta na temat Kończyc... Nawet nie wiem, w którym pliku mam zapisane zdjęcia.
Minęło kilka lat. M. namówił mnie ponownie na wycieczkę do Kończyc.
- Załóż tę bluzkę w maki, na pewno gdzieś na trasie będą makowe łąki.
Była piękna, czerwcowa, słoneczna niedziela.
Pojechaliśmy... Na trasie pojedyncze maki gdzieś na poboczu. Trudno.
Cel: zobaczyć, czy coś zmieniło się przez te lata, odpoczynek na świeżym powietrzu.
A maki, jeśli będą, to oki, jeśli nie, świat się nie zawali.
Tego dnia jeszcze byłam radosna. Ciągle czekałam na wyniki biopsji, ale nie zdawałam sobie sprawy z tego, jaka będzie diagnoza...
W Kończycach było dosyć sporo ludzi, ale to nas nie dziwiło. Piękna pogoda, wreszcie otwarte restauracje. Nie przeszkadzało nam to, by podziwiać uroki tego miejsca.
Czas na spacer, ale najpierw znowu odpoczynek. Ostatnio nawet krótki spacer jest dla mnie bardzo męczący.
A widoki wokół zamku, obecnie restauracji i hotelu - piękne:
Opuszczamy Kończyce Małe i wracamy do domu.
- Będziemy wracać trochę inną trasą. Może jednak gdzieś spotkamy łąki z makami.
- To nieważne, zresztą jestem już zmęczona...
***
Minęło kilka dni. M. wcześniej odkrył przepiękne miejsce, które obfitowało w maki i chabry.
Pojechaliśmy.
Nagle dzwoni telefon. To mój obecnie prowadzący lekarz, który skierował mnie na biopsję nerki.
Czekałam na wyniki od lutego. Z powodu pandemii wszystko się opóźniło.
Z bijącym sercem słuchałam lekarza.
Nie piszę o tym, by wzbudzić sensację, zainteresowanie moją osobą czy broń Boże litość, tylko po to, by uczulić Was moi drodzy, jak ważne jest, by trafić do dobrego lekarza i nie lekceważyć profilaktycznych badań. Poprzedni nefrolog przez prawie 3 lata ignorował moje pogarszające się wyniki. W styczniu w ubiegłym roku miałam poważną operację, której nie musiało być...
Kilka miesięcy dochodziłam do siebie... Potem były omdlenia, wstrząsy po lekach. Szpitale, badania i nic... Czułam się coraz gorzej, jednak nikt nie potrafił postawić dobrej diagnozy.
Z kolei były lekarz nefrolog ciągle twierdził, że za dobrze wyglądam, by być poważne chora... I nie ma potrzeby kierować mnie na biopsję nerki.
W sumie kardiolodzy także nie podejrzewali, że moja kardiomiopatia nie jest wrodzona, tylko wynikiem ukrytej choroby, że to ona osłabia coraz mocniej serce.
Przeleżałam 2 tygodnie w ubiegłym roku w sierpniu w klinice Religi w Zabrzu.
We wrześniu osłabiona wróciłam do pracy. Nie rozumiałam, dlaczego po przeprowadzeniu jednej lekcji robi mi się słabo. Ciągła chrypa i nieustanny duszący kaszel (nigdy nie paliłam papierosów).
No i październik - kolejny szpital, pulmonologia, oddział onkologiczny.
Pisałam o tym szpitalu na blogu. To tam poznałam Inkę. Czy żyje? Nie wiem...
A u mnie, biopsja płuc, podejrzenie nowotworu, woda w opłucnej, kolejne badania i lęk a potem zalecenie po szpitalu, by natychmiast poszukać dobrego nefrologa.
Kiedy moje różne dolegliwości zaczęły się nasilać, M. nieustannie szukał dobrego nefrologa. I trafiliśmy... Jest już listopad 2019 roku. Lekarz, kiedy zobaczył moje wyniki i przejrzał wypisy ze szpitali, od razu skierował mnie na specjalistyczne badania a potem na biopsję nerki.
W styczniu tego roku udało nam się polecieć jeszcze do Dubaju. W lutym znowu byłam szpitalu.
W drugim tygodniu czerwca dowiedziałam się, że choruję na bardzo rzadką, podstępną i groźną chorobę - AMYLOIDOZĘ. Choroba rozwija się latami. Trudną ją zdiagnozować, ale białko w moczu było sygnałem, że coś jest nie tak. Kochani, róbcie badania, nie wierzcie jednemu lekarzowi.
Pierwszy prowadzący mnie nefrolog przepisał mi jakieś tabletki i to wszystko...
Nawet podejrzewał, że to nie są moje wyniki.
Czułam się coraz gorzej, traciłam przytomność, serce mimo leków szamotało się, jak uwięziony ptak w klatce. Wejście po schodach, dłuższy spacer były i są dla mnie męką. I zmęczenie nie dające się porównać z normalnym zmęczeniem po pracy czy większym wysiłku fizycznym.
Moje ciało puchło, waga leciała w dół, ale tłumaczyłam sobie, że jestem osłabiona pobytami w szpitalach, potem przepracowana.
Diagnoza zwaliła mnie z nóg. Jedna osoba statystycznie na 100 tysięcy na nią choruje.
Nie, nie wnikam dlaczego ja... To nie ma sensu.
Zostałam zakwalifikowana do programu dalszej diagnostyki w klinice. Biopsja szpiku kostnego, kości oraz inne badania... Czekam na termin pójścia do szpitala już 3 tydzień. Czy się boję, co dalej? Tak boję się...
Kolejny ciężar spoczął na moich barkach oraz męża.
Nie wiadomo na jakim etapie choroba się rozwinęła. Jakie narządy zdążyła już nieodwracalnie uszkodzić. Czy jest to forma najgorsza, czy łagodniejsza.
Leczenie i tak jest eksperymentalne, rozwój choroby można tylko spowolnić...
Nie da się jej wyleczyć...
Dwa dni przepłakałam... Potem postanowiłam żyć tak, jakby to mnie nie dotyczyło...
Oczywiście nie mogę robić wszystkiego, przemęczać się, nie mogę nawet sama wyjść na spacer, etc, etc...
Mogę tylko czekać i mieć nadzieję, że jeszcze jestem tutaj potrzebna.
Bo wiem, że jestem potrzebna, moim najbliższym przede wszystkim.
Nadal prowadziłam lekcje online, uśmiechałam się do moich uczniów przez łzy...
Uzupełniałam dokumentację, ogarniałam nasze mieszkanie, spotykaliśmy się z Dziećmi i Wnukami.
Przecież jestem, żyję...
Więc staram się żyć, prawie tak jak dawniej...
Ale kiedy czuję, że totalnie opuszczają mnie siły, muszę się położyć...
Nie odbieram telefonów, zamykam laptop i... I płaczę do poduszki.
Bo przecież są dni, kiedy jestem rozbita, pogubiona i nie wiem, co z sobą zrobić...
Dojechaliśmy do łąki, gdzie maki cudownie pozowały do zdjęć. Łzy leciały mi po policzkach, kiedy robiłam zdjęcia. M. trzymał aparat i prosił, żebym się odwróciła. Nie byłam w stanie"pozować", uśmiechać się... Kilka minut wcześniej przeszło pół godziny rozmawiałam przecież z lekarzem na temat owej choroby.
Długo zastanawiałam się, czy o tym pisać na blogu. Zastanawiałam się też, czy zamknąć blog.
Kiedy moja Ania napisała w czerwcu 2014 roku: PRZERWA WAKACYJNA, już nigdy do blogosfery nie wróciła. Ironia losu? Teraz ja mam także zamknąć blog?
Rozpoczęły się wakacje...
Jestem zawieszona w próżni, ale nie zamykam bloga.
Tęsknię za moją Córką, ale pragnę jeszcze nacieszyć się tutaj wszystkimi Wnukami, Wnusią z mojej krwi i Wnukami ze strony Męża. Najbliższymi w Rodzinie, Przyjaciółmi, Wami ...
Zwiedzić jeszcze piękne miejsca w Polsce oraz za granicą. Zrobić coś dobrego dla innych...
Chciałabym też kontynuować cykl postów na temat mojego miasta.
Odwiedzać także Wasze blogi.
I cieszyć się słońcem jak najdłużej...
Czy o coś Was proszę? Tak.
Proszę o dobrą energię, o modlitwę...
***
Miały być maki, więc będą maki. Są prześliczne. I chabry też.
Z pokorą czekam, co los mi przyniesie.
Życzę Wam wszystkiego dobrego. Na koniec dzisiejszego dnia i na kolejne:
Ten uśmiech, mimo wszystko (jeszcze z wycieczki do Kończyc ) - jest dla Was.
Pozdrawiam bardzo serdecznie wszystkich odwiedzających.
Zdjęcia: czerwiec 2020 rok.
Basiu czytam i nie wiem co napisać..Zmartwiłam się bardzo i z całego serca Ci współczuję.Wierzę ze będzie dobrze i wysyłam do Ciebie ogrom dobrej energii.Oczywiście ze będę się za Ciebie modlić.Cudownie wyglądasz i makowe pole urocze:)))Pozdrawiam serdecznie i mocno ściskam:)))
OdpowiedzUsuńReniu kochana, pamiętasz, kiedy byliśmy u Ciebie, jak M martwił się o mnie, żebym gdzieś nie zasłabła. A chciałam wszystko uwiecznić, wszystkim się zachwycałam... Biegałam z aparatem, a potem robiło mi się słabo.
UsuńDziękuję za słowa pełne empatii, życzliwość, zapewnienie o modlitwie.
Także ściskam Cię mocno.
PS Bardzo chciałabym znowu kiedyś z M. zawitać w Twoje strony...
Jestem pewna że się uda:)))jak tylko zdejmą mi ortezę to z przyjemnością bedę Was gościć:)))Pozdrawiam:)))
UsuńReniu, oby tak było...
UsuńDla Ciebie także dużo zdrowia.:)
Zycze zdrowia i bede sie modlic.Pani Basiu tyle lat jestem z Pania,tak lubie tu zagladac.Sciskam mocno.Znam bol psychiczny.
OdpowiedzUsuńDziękuję Małgosiu za te słowa.:)
UsuńCzy my się znamy osobiście?
Pozdrawiam Cię serdecznie.
Pani Basiu nie znamy sie osobiscie.Zycze milego wikendu
UsuńA już miałam taką nadzieję...
UsuńWzajemnie, wszystkiego dobrego życzę i dziękuję za odwiedziny.:)
Basiu, Basiu, tulę mocno, i moc energii dla Ciebie. A maki piękne...
OdpowiedzUsuńDziękuję Aniu, po prostu dziękuję.
UsuńMoże jednak uda nam się kiedyś, spotkać przy kawce?
Pozdrawiam Cię ciepło.
Basieńko, uściski serdeczne Ci ślę i moc pozytywnej energii.
OdpowiedzUsuńDziękuję Krysiu.:) Bardzo dziękuję.
UsuńKochana jesteś dzielna, silna i wspaniała. Prowadzisz naprawdę wspaniałego bloga, jeszcze na żadnym nie poznałam tylu ciekawych miejsc, co najważniejsze w mojej okolicy, na wyciągnięcie ręki. Rozbudziłaś we mnie na nowo chęć do wycieczek, podróżowania. Zostań z nami i pokazuj nadal piękne miejsca i swoje ciekawe stroje, bo we wszystkich wyglądasz olśniewająco. Kocham maki. To moje ukochane kwiaty. Wspaniale je widzieć na Twoich zdjęciach i te żywe i te na pięknej bluzce. Jestem sercem i myślami cały czas przy Tobie, zdrówka życzę Kochana. Trzymaj się ciepło i bądź silna. Zobaczysz wszytko będzie dobrze.
OdpowiedzUsuńDroga Sady, dziękuję za tak długi i pełen empatii komentarz oraz za wszystkie miłe słowa.
UsuńNie, nie zamykam bloga. Ciągle wierzę, że w klinice badania wykażą najłagodniejszą formę choroby.
Jeszcze wypijemy w Twoim mieście kawkę. Prawda?
Moc pozdrowień posyłam.
Basiu, aż się popłakałam czytając ten post. Tyle na Ciebie spadło, że mogłabyś z powodzeniem tym wszystkim obdzielić kilka osób. Mam nadzieję, że ten nowy nefrolog zaordynuje jakąś dobrą ścieżkę leczenia, która spowolni chociaż trochę przebieg choroby. Przytulam Cię ciepło i ślę samą pozytywną energię.
OdpowiedzUsuńDziękuję Karolino za ten komentarz.
UsuńTeraz moje leczenie, a w zasadzie najpierw dalsza diagnostyka specjalistyczna, to już nie gabinet u mojego nefrologa, tylko niestety klinika w Katowicach.
Mam nadzieję, że będzie to faktycznie będzie dobra droga.
Pozdrawiam Cię ciepło.
Dlaczego miałabyś nie pisać, to na pewno pomoże, nie odbieram twojego apelu jako próbę użalania się nad sobą czy prośbę o litość, piszesz konkretnie, dajesz rady - nigdy nie wiadomo, co nas czeka, a jest szansa, że ktoś skorzysta.
OdpowiedzUsuńJesteś bardzo dzielna, wrażliwa, ale twarda, nie każdy postąpiłby podobnie, trzymam mocno kciuki:-)
Zamek cudny, z długą historią, widać, że w czasie remontu, więc ktoś dba.
Pasujecie do siebie kolorystycznie, pogoda sprzyjała. Wierzę, że wiele jeszcze takich wypraw przed Wami:-)
Jotko, dzielna i twarda jestem tylko na pozór... Jednak próbuję być dzielna. To wszystko jest takie trudne...
UsuńDziękuję bardzo za każde słowo. To dla mnie ważne.
Pozdrawiam Cię serdecznie.
Patrzę piękne widoki, a tu taka wiadomość. Basiu, nie wolno Ci się cały czas martwić, załamywać, dlatego proszę, nie zamykaj bloga. Twoja Ania nie chciałaby tego, przecież musisz mieć jakąś odskocznię od zmartwień. Choroba to nie koniec świata, dobrze że zmieniłaś lekarza. Kiedy się dowiedziałam, że mam guza przy podstawie języka, nie miałam jeszcze 18 lat. Schudłam, w klinice przetrzymali aż 4 miesiące, żeby dokładnie zdiagnozować. Ja tylko z niecierpliwością czekałam na operację, po kilku miesiącach na kolejną. Nie rozwiązało to sprawy, okazało się że to moja jedyna tarczyca, też bardzo rzadki przypadek, z którą żyję do dziś. Fakt że męczę się z tym, męczy mnie dłuższa rozmowa, głośne czytanie, wysiłek fizyczny, że z wiekiem doszła okropna osteoporoza i inne okropieństwa, ale trzeba się cieszyć każdym dniem. Pomyśl, jeszcze dajesz radę pracować, tylko się cieszyć. Od kiedy straciłam rentę, muszę liczyć na pomoc rodziny i modlić się o płatne zlecenia, bo z pracy nici, nie daję rady. Wiem jak jest z tym uśmiechem do zdjęć, do ludzi, doskonale to rozumiem. Czasem trzeba też się wypłakać, ale poddawać absolutnie. Trzymaj się ciepło Basiu, wierzę że dasz radę ❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuńDorotko, przede wszystkim dziękuję Ci za tak długi komentarz.
UsuńNie martwię się cały czas. Z pewnych rzeczy zrezygnowałam, ale próbuję w miarę normalnie żyć. Wiem, bo pisałaś mi kiedyś, że w Twoim życiu miałaś także pod nogami kłody.
W sumie, kiedy miałam 26 lat też byłam jedną noga na tamtym świecie... Potem kolejne różne operacje.
Nie wiem Dorotko, czy wrócę do pracy we wrześniu. Czas pokaże. To wszystko zależy od wyników i stopnia zaawansowania choroby.
Dorotko napiszę do Ciebie...
Pozdrawiam Cię bardzo ciepło. Buziaki!
Cały czas je mam, wolę nie myśleć co może być jutro. Na zewnątrz człowiek wygląda zdrowo, w środku ledwo się trzyma. Oby do emerytury, choć też łatwo nie będzie... Tylko zdrowia nam potrzeba i cierpliwości. Trzymaj się Basiu i nie poddawaj ❤️❤️❤️
UsuńDorotko napiszę, tylko ostatnio mam huśtawkę nastrojów i samopoczucia.
UsuńZdrowia KOCHANA :)
Nadal czekam na termin i to mnie coraz bardziej stresuje...
Buziaki!!!
Wow, co za wspaniały dom!
OdpowiedzUsuńTo nie dom, tylko zamek, w którym obecnie przede wszystkim znajduje się restauracja oraz hotel.
UsuńPozdrawiam.
Trzymam kciuki, aby ta nowa terapia przyniosła jak najlepsze efekty. Mimo tych niepokojących wieści jak sama piszesz jeszcze masz wiele do zrobienia a rodzina daje Ci duże wsparcie. Wszystkiego dobrego :)
OdpowiedzUsuńTak, masz rację. Moja Córka ze swoim temperamentem pewnie przewraca do góry nogami niebo, a ja chcę jeszcze być tutaj dla tych, których kocham i szanuję.
UsuńKocham moją Córcię, tęsknię za Nią każdego dnia. Spotkamy się, ale jeszcze nie teraz...
Dziękuję za każde słowo.:)
Pozdrawiam serdecznie.
Basiu Kochana, Ty wiesz...
OdpowiedzUsuńWiem Basiu, wiem...
UsuńOd kiedy Cię znam (wirtualnie), wiem, czuję, widzę i czytam, jak jesteś twarda, silna. Myślę, że większość osób by się załamała nie raz... Myślę, że wszelkie pasje, działania, wszystko co odciąga uwagę od choroby, jest dobre aby kontynuować. Piękne zdjęcia maków, Makowa Pani ♥️ Posyłam dobrą energię razem z nadzieją. Uważaj na siebie 😘
OdpowiedzUsuńKochana Sylwio, jestem pozornie silna. Musiałam być dla Mamy, Córki, dla innych. Moja depresja to najlepszy dowód, że po tylu różnych przeżyciach nie da się być już silną.
UsuńDziękuję za Twoją troskę, za każde dobre słowo i dziękuję za dobrą energię.:)
Serdeczności posyłam.
Bardzo urocze są takie miejsca, szczególnie nad wodą.
OdpowiedzUsuńNo kiedyś też przypłaciłam zdrowiem błędną diagnozę. I to była diagnoza stawiana regularnie podczas wszystkich wizyt w ciągu półrocza, a było ich trochę. Warto zasięgać opinii u różnych specjalistów, dobrze, że o tym napisałaś.
Opanowanie objawów oraz spowolnienie przebiegu choroby jako jedyne remedium, brzmi gorzko. Przykro jest żyć, kiedy zapowiadają taki trud. Nie mam bladego pojęcia jakbym zareagowała na podobna wieść. Żyję trochę tak jakby nic nigdy mi nie groziło, ale przecież każdy człek posuwa się w latach i nie ma ludzi zwolnionych z chorób. Pociesza mnie jedynie myśl, że tutaj jesteśmy tylko na chwilę. A czym jest ta chwila w obliczu wieczności?
Aniu, dziękuję za komentarz.
UsuńNie wiem, co mnie czeka, ale jestem jeszcze tutaj potrzebna. Nie chcę rozwijać tego tematu na blogu.
Tak jak pisałam, mam chwile, kiedy działam i kiedy zupełnie opuszczają mnie siły i nadzieja.
Masz rację, nikt nie wie, co i kiedy go czeka. Moja Ania zachorowała, kiedy miała 32 lata.:( Była okazem zdrowia.
Dla mnie zdrowie i życie zawsze były wartościami, które stawiałam wysoko.
Pierwsza operację przeszłam w wieku 22 lat. A potem było jeszcze ich kilkanaście... Aż do teraz.
"Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono"... Mimo diagnozy czuję jakiś wewnętrzny spokój.
Aniu życzę Ci, abyś nigdy nie była w podobnej sytuacji.
Ja również jestem ofiarą źle przeprowadzonych i źle opisanych badań profilaktycznych...
OdpowiedzUsuńZnałam dwie blogerki, misjonarkę i poetkę, które pisały swojego bloga pomimo paskudnej, nieuleczalnej choroby... Mówię o tym dlatego, żeby dodać Ci otuchy i energii do tworzenie kolejnych postów, tyle ile dasz rady. Często nawet krótkie notki dają nam satysfakcję z dobrze wykorzystanego czasu, pozwalają zapominać o chorobie a nawet zrelaksować się.
Ja, z braku właśnie energii, złego samopoczucia spędzam przy komputerze coraz mniej czasu, ale kiedy już wejdę w "trans tworzenia" zapominam o Bożym świecie. Wczoraj wyjechałam z mężem do lasu na jagody i grzyby. Nie wierzyłam, że i ja tak szybko opadam z sił, a zbieranie jagód to już nie dla mnie zajęcie, tak jak i zagniecenie czy rozwałkowywanie ciasta na pierogi. Kilka miłych chwil spędziliśmy nad rzeką, w miejscu, które niegdyś tętniło życiem, dzisiaj opuszczone przez rolników, ale jakże piękne, dzikie.
Łatwiej jest nam znosić nasz ból z bliską, troszczącą się o nas osobą. Ty masz wspaniałego męża i ja także. Nie możemy zatem zawieś naszych kochających nas panów, zostańmy z nimi jak najdłużej, to właśnie my nadajemy sens ich życiu...
Wyglądacie oboje wspaniale w tych czerwieniach. Czerwień to źródło energii, błękit nadziei - M wiec co robi, doskonale wyczuwa Twój nastrój i wie gdzie Cię "wywieść", żeby go poprawić. Cieszcie się sobą jak najdłużej...
Dodam jeszcze, że zabawnie wyglądacie w towarzystwie ogrodowego skrzata... w masce!
Czerp jak najwięcej energii z otoczenia, a w szczególności naszej pięknej przyrody!
Pozdrawiam serdecznie :)
Ewuś kochana, dziękuję za tak długi komentarz. Za empatię, zrozumienie i każde dobre słowo.:)
UsuńDziękuję także za list. Postaram się jutro lub najpóźniej w niedzielę na niego odpisać.
Masz rację, musimy być z naszymi kochanymi mężami jak najdłużej, ale także z innymi bliskimi nam osobami.
Piszę tutaj krótko, bo resztę dopiszę w liście.
Wszystkiego dobrego dla Ciebie. Także posyłam moc dobrej energii.:)
Pozdrawiam Cię bardzo ciepło. Uściski!!!
Basiu skupie się na zdjęciach /o chorbie nie będę pisać, rozmawiałyśmy i wiesz, że wspieram, modlę się i musi być 👍👍👍/. Cudowne zdjęcia w makach , mnie nie udało się takich zrobić, ostatnio fotograf nie ma czasu nawet w niedzielę 😒. Super stylówka, bluzka idealna na lato a zwłaszcza do tej sesji. Bardzo zainteresował mnie cykl o Twoim mieście, tak blisko a ja nie znam Rybnika. Czekam więc na kolejne wpisy, ściskam mocno, buziaki😍😍❤❤
OdpowiedzUsuńWiem, Basiu wiem... Nadal czekam i to jest coraz bardziej stresujące.:(
UsuńMój fotograf też zajęty albo ja nie czuję się na siłach, żeby gdzieś pojechać.
Bardzo bym chciała kontynuować cykl postów o Rybniku. Problem taki, nie mam nowego materiału zdjęciowego, a sama do centrum nie mogę iść, za duże ryzyko.
Wszystkiego dobrego Basieńko. Uściski i buziaki!
Rozumie, z tymi zdjęciami problem 🤗 największy. Trzeba czymś się zająć i odgonić choć trochę złe myśli. Ostatnio też mam kiepskie dni, trochę ratuje mnie myśl o wyjeździe za niecałe dwa tygodnie nad morze koło Gdańska i spotkania ze znajomymi. Już nie mogę się doczekać a do wyjazdu będę zajęta więc nie będzie czasu na przemyślenia, zmęczenie fizyczne dobrze na mnie wpływa😜. Ściskam, buziaki Basiu 🥰🥰
UsuńPięknie Basiu.:)
UsuńMy mamy wstępnie zamówione wczasy nad morzem w sierpniu. Jednak nie wiem, czy wyjazd dojdzie do skutku.:( Bardzo byśmy chcieli...
Ciągle jednak nie wiem, kiedy pojadę do kliniki i co dalej...
Buziaki Basiu!
Trudno wręcz można sobie wyobrazić co musiałaś przejść i Twoje słowa wezmę do serca.Tyle czasu zajęło doktorom postawienie prawidłowej diagnozy-to jest po prostu przykre..Mam nadzieję że teraz będzie tylko lepiej, przesyłam Ci moc pozytywnej energii :-) Piękne zdjęcia, świetnie, że małżonek Twój upierał się przy tych makach :-)
OdpowiedzUsuńNo niestety...
UsuńDziękuję pięknie za komentarz i dobre słowa.:)
Ostatnio w ogóle nie mam ochoty na żadne zdjęcia.
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie.
Absolutnie bloga nie zamykaj :)
OdpowiedzUsuńNie zamykam...
UsuńPozdrawiam Cię Łukaszu.
Dziękuję Agnieszko.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie.
Jest mi niezmiernie przykro z tego powodu Basiu, łzy mi ściekają, ale dziękuję, ze wstawiłaś ten tekst, bo sama się zastanawiałam i zamartwiałam od jakiegoś czasu co z Twoim zdrowiem. Dziękuję też za porady!
OdpowiedzUsuńNie chciałabym abyś zamykała blog, bo bardzo lubię czytać Twoje wpisy, ale o tym sama zdecydujesz.
Na koniec chcę Ci powiedzieć, że zabraliście mnie w kolejne piękne miejsca, które trochę osuszyły moje łzy. Ściskam Ciebie i męża bardzo mocno! Trzymajcie się i mam nadzieję do usłyszenia:)))
Droga Urszulo, teraz już rozumiesz, dlaczego nasze plany wakacyjne runęły i to nie z powodu pandemii.
UsuńNie zamykam bloga. Kiedy pójdę do kliniki ( nadal czkam na termin), to wiadomo, że mnie nie będzie w blogosferze. Bardzo chciałam, żeby odmiana choroby była najłagodniejsza, abym mogła jeszcze długo być tu i teraz.
Dziękuję za ten komentarz i miłe słowa oraz empatię.
Wszystkiego dobrego. Moc serdeczności posyłam.:) Buziaki!
O doktorach nie ma co gadać, niekiedy boję się iść do specjalisty. Zdrówka.
OdpowiedzUsuńDziękuję.:)
UsuńNiestety, czasem trzeba iść...
Pozdrawiam.
Chociaż w tradycyjną modlitwę nie wierzę to mam swoje rytuały zatem bądź pewna, że poświęcę je Tobie. Zdobędę dla Ciebie siłę, wolę życia i moc. Poczytam zaraz trochę więcej o tej chorobie bo nie wiem czy nie doczytałam ale fakt, że jest nieuleczalna nie oznacza przecież, że nie można jej spowolnić i poddać się bez walki.
OdpowiedzUsuńBloga absolutnie nie zamykaj skoro przed Tobą jeszcze długie lata pisania!
Głowa do góry. Z całego serca życzę Ci, żeby to była lekka odmiana choroby. Ba, ja jestem o tym przekonana. Myślę, że kiedy los rzuca nam kłody pod nogi to nie po to, żebyśmy się zatrzymali tylko żebyśmy odnaleźli w sobie moc do przeskoczenia ich wysokim skokiem.
Przytulam Cię Kochana z całych sił!
Droga Mo. Każda forma empatii jest dobra.:)
UsuńNie ukrywam, ze boję się diagnozy, jaki jest stopień zaawansowania i typ choroby.
Oby było kochana tak jak piszesz: wiele lat blogowania.:)
Dziękuję za komentarz i każde dobre słowo.
Basiu! Aż nie wiem, co napisać, tak mnie przytłoczyły wieści o twoim zdrowiu. Zawsze myślę o Tobie z wielką serdecznością, jesteś zawsze taka życzliwa w komentarzach. Będę nadal słać do Ciebie moje najlepsze myśli, bo jak mało kto zasługujesz na dobro i spokój.
OdpowiedzUsuńPięknie wyglądasz w makowym czerwonym, bluzka prześliczna, a łąka z makami i modrakami, to jak scenografia do filmu, cudo. Takie piękno przyrody chyba troszkę łagodzi smutek. Życzę Ci dokładnej diagnozy i szybkiego wdrożenia leczenia i jeszcze szybszego powrotu sił i energii. Sama powinnam iść do specjalisty, ale zwlekam, boje się, bo jeszcze nie padam na nos. Ale może należy stawić czoła lękom i leczyć się zawczasu. Dajesz mi przykład wytrwałości w walczeniu o siebie, o swoje zdrowie. Tak wiele osób posyła Ci swoją dobra energię. To musi zadziałać! Uwierz! Serdecznie Cię przytulam!
Droga Haniu, bardzo dziękuję za długi komentarz, empatię i życzliwość.
UsuńHaniu nie zwlekaj z pójściem do specjalisty, jeśli coś Cię niepokoi.
To ważne!
Dzisiaj chcieliśmy pojechać do Raciborza - sąsiednie miasto, ale póki co jest straszny upał i mogłabym znowu zemdleć.
Może bardzo późnym popołudniem podjedziemy do któregoś z naszych rybnickich parków, by trochę pospacerować. Zobaczymy.
Jeszcze raz dziękuję za dobrą energię.:)
Moc serdeczności w niedzielne popołudnie posyłam.
Witaj drugą połową roku Basiu
OdpowiedzUsuńZanim przeczytałam, wiedziałam już prawie o wszystkim z Twoich opowieści. Ale dzisiaj ponownie poruszyłaś moje serce. Dlatego, jak widzę nie tylko ja, skupiam się na zdjęciach. Wiesz, najchętniej w tym chabrowo-makowym polu stanęłabym obok Ciebie i normalnie przytuliła, a nie jak to czynię za każdym razem wirtualnie.
Pozdrawiam zapachem świeżo skoszonej trawy
Kochano Ismeno, dziękuję za każde dobre słowo.:)
UsuńCóż mam zrobić, mieć cichą nadzieję, że chora będzie miała najłagodniejsza formę.
Może w przyszłym tygodniu pojadę już do kliniki? Też tego nie wiem...
Pozdrawiam Cię w słoneczne popołudnie.
Basiu, nie poddawaj się i wracaj szybko do zdrowia. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję droga Jolu.
UsuńZdrowa już nigdy nie będę, to jest choroba nieuleczalna :(
Można ją tylko spowolnić, jeśli dostanę od losu taką szansę.
Pozdrawiam Cię także serdecznie.
Basiu poruszyłaś mnie tym wpisem. Choć nie znamy się osobiście, z twoich wcześniejszych postów wiem, że miałaś problemy ze zdrowiem. Jesteś silną kobietą, wiem, że się łatwo nie poddasz. Ściskam Cię mocno i będę się modlić o Ciebie. Makowe zdjęcia cudne. Pokazałaś też kolejne miejsce o którym nie wiedziałam, może przyjdzie czas i też tam zawitam. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDziękuję pięknie za ten komentarz, dobre słowa i modlitwę.:)
UsuńJestem coraz słabsza, jednak próbuję trzymać się w pionie. To jest baaardzo trudne.
Dzisiaj chcieliśmy gdzieś wyruszyć, jednak jest za gorąco i M. boi się o mnie.
Może późnym popołudniem odwiedzimy któryś z parków w Rybniku.
Moc serdeczności posyłam.:)
Basiu, Basienko, moje mysli sa z Toba.
OdpowiedzUsuńDziękuję pięknie Jagodo.
UsuńNie potrafię wejść na Twój blog. Nie rozumiem - dlaczego?
Pozdrawiam ciepło.
Basiu, nie mam bloga. Jestem na Instagramie pod 'thepeartreecrochet'. Pozdrawiam :))
UsuńNie mam Instagramma. I szczerze mówiąc, nie chcę.
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie.
Jedyne w czym mogę się zgodzić z lekarzem to fakt, że wyglądasz pięknie i w maskach i bez. Nie widać ukrytej choroby, ale w Twoim poście jest wiele bólu, którym mogłabyś obdzielić kilkoro ludzi. Podziwiam Cię za uśmiech mimo wszystko, za to, że piszesz otwarcie o swoich problemach, troszcząc się o nas i przypominając o badaniach profilaktycznych.
OdpowiedzUsuńPrzesyłam Ci mnóstwo dobrych myśli, pozytywnej energii i duchowo wspieram w walce z chorobą.
Imponujesz mi siłą, nawet jeśli jest to siła przez łzy. Wierzę, że będzie dobrze, bo masz tu do spełnienia wiele obowiązków i jesteś potrzebna.:))
Dziękuję ślicznie za miłe słowa, jednak mój wygląd oprócz uciekających lat ( to oczywiście naturale) zmienił się z powodu zatrzymywania się w organizmie między innymi wody...
UsuńTak jak wspominałam, nie byłam pewna, czy pisać o tym na blogu.
Jednak milczenie nic by nie dało, bo musiałabym zacząć kłamać lub zamknąć blog. A tego nie chciałam.
Tyle serdeczności i dobrych słów tutaj przeczytałam. Wszystkie zapisałam w moim sercu.
I tak jakoś lżej...
Dziękuję za empatię i słowa wsparcia i pozdrawiam Cię bardzo serdecznie.
Miało być: naturalne
UsuńKochana Basiu! Jestem poruszona Twoim wpisem,dotąd wiedziałam tylko,że czejasz na wyniki badań...czuję Twoje łzy, kiedy się odwracasz,aby je ukryć.Posyłam najlepsze myśli,będę się modlić,bo wiele ważnych rzeczy od nas nie zależy..Jest taka piękna pieśń "Tobie ufam i bać się nie będę" i zawsze przynosi ukojenie..Wszyscy,którzy Cię czytamy,ściskamy Cię mocno i nic złego Cię nie spotka.Pozdrawiam z sąsiednich Zebrzydowic
OdpowiedzUsuńWzruszyłam się. Zresztą nie pierwszy raz czytając komentarze.
UsuńZnam tę pieśń...
Dziękuję za wszystko i za modlitwę i za Twoje regularne odwiedziny.
Tyle razy przejeżdżaliśmy przez Zebrzydowice, jadąc do Cieszyna czy Czech.:)
Pozdrawiam Cię bardzo ciepło.:)
Kochana Basiu! Jestem mocno poruszona Twoim wpisem. Wierzę, że jesteś silną osobowością, bo życie rzuciło Ci tak wiele kłód pod nogi. W pierwszym poście z Kefalonii pisałaś o zasłabnięciu. Od tamtej pory wspieram Cię modlitwą. Wierzę, że będzie dobrze.
OdpowiedzUsuńTwoja makowa bluzeczka jest prześliczna, a wielkie pole makowe jest niezwykle urokliwe. Piękna sesja i w efekcie fantastyczne zdjęcia.
Basiu, mocno ściskam i życzę dużo, dużo zdrowia.
Serdecznie pozdrawiam:)
Droga Łucjo, bardzo Ci dziękuję, że pamiętasz o mnie w modlitwie.
UsuńCóż mogę napisać... Nie spodziewałam się takiej diagnozy, nie zakładałam, że spotka mnie coś takiego. Jest mi ciężko. Czas oczekiwania jest także stresujący.
Dziękuję za Twoją troskę i życzliwość i każde dobre słowo.:)
Pozdrawiam Cię bardzo mocno.
Kochana dużo siły!. Z pewnością to trudny czas dla Ciebie i Twojej rodziny. Będę się modlić za Twoje zdrowie.
OdpowiedzUsuńDziękuję Grażyno. Bardzo dziękuję.:)
UsuńPięknie wyglądasz, trzymam kciuki i życzę powrotu do zdrowia...
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo. Pozdrawiam Cię Dalwi.
UsuńNie wiem, co napisać. Będę przesyłać Ci pozytywną energię; może w czymś pomoże.
OdpowiedzUsuńWiele w życiu doświadczyłaś, to Cię wzmocniło. Na pewno poradzisz sobie z tą sytuacją i będziesz nas zachwycać swoimi pięknymi, wrażliwymi postami.
Serdecznie Cię pozdrawiam, Basiu, i życzę wszystkiego co najlepsze :)
Droga Haniu. To nie tak, moje traumatyczne doświadczenia bardzo mnie osłabiły psychicznie i fizycznie. To zależy, jakie będą dalsze wyniki. Ciągle czekam na pójście do kliniki.
UsuńDziękuję Ci za życzliwość i empatię.
Pozdrawiam Cię bardzo ciepło:)
Kochana
OdpowiedzUsuńSercem, modlitwą będę przy Tobie 🧡🙋♀️
Będzie dobrze, trzeba tylko wierzyć i czekać 🌸😘
Moc serdeczności przesyłam 😃
Dziękuję droga Morgano. Bardzo dziękuję.
UsuńPozdrawiam Cię bardzo serdecznie.
Tobie także życzę wszystkiego dobrego.
Witaj Basiu Twoje posty zawsze mnie poruszają... Smutno mi się robi może dlatego że mam chorą mamę i serce mi pęka jak na nią patrze. Basienko tak wiele rzeczy i sytuacji jest niesprawiedliwych :( modlę się za moją mamę i pomodlę się za Ciebie 💞
OdpowiedzUsuńBasiu jesteśmy teraz pod nową nazwą strony, pozdrawiam serdecznie Ania z Norwegii :)
Droga Aniu. No cóż życie mnie ciągle zaskakuje i to od wielu już lat...
UsuńDziękuję pięknie za modlitwę.
Wszystkiego dobrego dla Was, o Twojej Mamie także będę pamiętać podczas moich rozmów z Bogiem.
Pozdrawiam Cię bardzo ciepło. Buziaki!