Dzisiaj pierwsza część z kanonizacji. Tyle wrażeń i myśli nadal w mojej głowie, że nie wiem od czego zacząć. Postaram się, by moja relacja była wiarygodna. Jednak żadne słowa nie oddadzą tego, co przeżyliśmy. Po przyjeździe do hotelu, mieliśmy czas na przygotowanie się do uroczystości.
Kilka fotek przed wyruszeniem do centrum Rzymu:
Nasz 1 sympatyczny hotel....
Wokół piękna roślinność:
I widoki:
Około godziny 23.00 wyruszyliśmy w kierunku Rzymu na nocne czuwanie. Do celu dojeżdżaliśmy najpierw autokarem, potem metrem, następnie pieszo... Nie będę opisywać kuksańców, które czasem można było w ścisku otrzymać. Ze wszystkich stron zbliżały się tłumy ludzi, słychać było mieszankę języków z całego świata.
Wreszcie doszliśmy do miejsca, gdzie mieliśmy spędzić całą noc pod gołym niebem. O 5.00 rano dopiero otwierano bramki, by dostać się na plac św. Piotra.
Te 2 flagi połączone razem, które widzicie - to naszej grupy:
Atmosfera była niezwykła. Młodzież śpiewała, tańczyła, inni w skupieniu patrzyli przed siebie, jeszcze inni drzemali, słychać było modlitwy, śmiech, płacz. Każdy spędzał tę noc, tak jak chciał, każdy inaczej przygotowywał się na ten ważny dzień. I to było piękne i niezwykłe - być tam w samych środku tych zdarzeń.
Siedzieliśmy na krzesełkach, godziny uciekały. Kilka razy zasnęłam na chwilę, zmęczenie brało górę...
Przed 5.00 rano, wielkie poruszenie. Tłumy ruszyły. Poszliśmy za falą. Cel - plac św. Piotra. No tak, ale to był cel dla przeszło 2 milionów ludzi, więc tylko dla niektórych realny...
Nieludzki ścisk, tego się bałam... i rozdzielenia. Trzymaliśmy się razem - nasza szóstka... Jednak w pewnym momencie, zostaliśmy rozdzieleni, wszyscy... W jednej ręce trzymałam torbę, w drugiej krzesełko, brakowało trzeciej, by trzymać się plecaka męża... Byłam bliska płaczu. Na szczęście mąż cały czas czuwał i po chwili znów byliśmy obok siebie...
Pewnie jesteście ciekawi, czy w końcu dotarliśmy na plac św. Piotra, by stamtąd obserwować całą uroczystość...
Byliśmy już kilka metrów od bramek, tak blisko celu... Nagle z boku ruszyła fala. Wysocy, wysportowani chorwaccy młodzieńcy ruszyli szturmem. Myślałam, że kogoś zadepczą. My - 2 małe Misie polegliśmy na placu boju... Nie potrafię wbijać łokci nikomu w żołądek, nie potrafię drapać, szturchać... Wydusiłam z siebie: Panowie, co Wy robicie? To jest niehumanitarne!
Widziałam tylko drwiące uśmieszki... No cóż, niektórzy w ten sposób okazywali swoją wiarę... Wiarę? Chyba nie tak powinna ona wyglądać...
Udało nam się trochę zbliżyć do bramki... i tu rozczarowanie. Już nikogo nie wpuszczano. Plac św. Piotra był pełny...
Spasowaliśmy... Zmęczeni, szukaliśmy miejsca, by ulokować się na kolejne godziny oczekiwania.
Do mszy kanonizacyjnej zostało jeszcze kilka godzin...
Miałam znów łzy w oczach, ale niestety nic nie dało się zrobić...
Dopiero podczas mszy złe emocje się wyciszyły... Nie sposób opisać tego, co czuliśmy. Przeżywaliśmy każdą minutę uroczystości po swojemu, głęboko w sercu. Byliśmy szczęśliwi i dumni z tego, że jest nam dane przeżywać to wszystko...
Na szczęście posiadam dar totalnego wyciszenia się. Bo nie ukrywam, że rozmowy przez komórkę, bardzo głośne rozmowy itp. - przeszkadzały. Miałam wrażenie, że niektórzy byli tam tylko po to, żeby być...
A nam z mężem chodziło zupełnie o coś innego... My mieliśmy swoje głęboko w sercu ukryte osobiste intencje...
Po uroczystości kanonizacji, część tłumu rozpierzchła się... Nagle, ktoś zawołał: papież Franciszek do nas jedzie!!! I znów szaleństwo. Jedni przez drugich wyciągali aparaty fotograficzne. Mąż ruszył do przodu, ja zostałam na chodniku, myśląc sobie, że zawsze to trochę wyżej i może uda mi się zobaczyć papieża.
No i udało mi się, sekunda z boku i kilka sekund z tyłu...
Ale widzieliśmy papieża i to było również dla nas ważne...
Potem pierwszy bardzo krótki spacer po Rzymie.
Bo oprócz niegodnego zachowania, widzieliśmy tysiące, skupionych, żarliwie modlących się ludzi, wierzących, że ich intencje także zostaną wysłuchane, ludzi, naprawdę z całego świata...
I tak jak pisałam w pierwszym - wstępnym poście - nie żałujemy... mimo trudów i zmęczenia.
I wierzcie mi, żadne słowa nie są w stanie oddać naszego szczęścia.
Pozdrawiamy serdecznie wszystkich odwiedzających.
O wszystkich prośbach i intencjach pamiętałam...
Zapraszam na kolejną relację z Rzymu.
Basiu, cieszę się że udało Wam się dotrzeć do Rzymu, że widzieliście naszego papieża, szkoda tylko że nie udało Wam się dotrzeć na plac Św. Piotra. Ja nie wiem czy dałabym radę gdziekolwiek się docisnąć, pewnie nie miałabym szans. Przez to nie jeździłam nigdy na pielgrzymkę bo bardzo szybko się męczę. Cieszę się jednak że przybliżyłaś nam chociaż tą uroczystość, chociaż duchowo odrobinę przeżyję. :) Pozdrawiam serdecznie, jak się czujesz? :)
OdpowiedzUsuńWitaj Dorotko! Pewnie gdybyśmy potrafili rozpychać się łokciami, to by się udało... Tak naprawdę 1 raz byliśmy na takiej wycieczce i tak jak pisałam wyżej - nie żałujemy. A przeżycia duchowe - nie do opisania! Jestem ostatnio trochę zalatana, jak złapię oddech, napiszę na priv. Dziękuję za troskę. Pozdrawiam Cię bardzo ciepło!
Usuńmusiało być wspaniale:)
OdpowiedzUsuńByło niezwykle... Taka uroczystość już się nie powtórzy...
UsuńDziękuję Ci Basiu za tą relację. Czytałam w napięciu, bo nie wiedziałam czy się Wam uda dojść do celu. Ale najważniejsze, że byliście razem. Gorzej, gdyby udało się to tylko jednej lub dwóm osobom z Waszej szóstki a potem nie ma odwrotu. W takim tłumie lepiej trzymać się razem. Widzę Wasze świetne miny, bo spełniliście soje marzenie. Ja cieszę się z osiągnieć innych ludzi a zwłaszcza, jeśli mogą podzielić się tym co widzieli i przeżyli. Basiu, pozdrawiam Cię serdecznie. Buziaki :)
OdpowiedzUsuńWitaj Krysiu. No niestety, nie udało się... Byliśmy już blisko, ale jak dowiedzieliśmy się, że już nie wpuszczają, to cofnęliśmy się w bardziej bezpieczniejsze miejsce i blisko bilborda. Atmosfera była naprawdę niesamowita. 2 dzień także był bardzo emocjonujący. Będę o tym pisać... Pozdrawiam Cię bardzo ciepło! Moc buziaków.
UsuńBasiu, Twoje przeżycia są niezwykłe, właśnie dlatego, że nie wszystko poszło tak jak chciałaś. Święty JPII to widział i wie jak przeżyłaś te dni...
OdpowiedzUsuńPrzypomniałaś mi mój wyjazd do Rzymu sprzed 13 lat- dziękuję... bardzo... i za Twoją pamięć też...
Basiu, ja ciągle miałam wielki żal do siebie, że nigdy nie widziałam papieża Jana Pawła II za Jego życia. Ta wyprawa była dla mnie, dla nas bardzo ważna. Czułam naprawdę Jego obecność. To będą niezapomniane wrażenia do końca naszego życia, z niczym nie da się tego porównać. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie.
UsuńBasiu, ale się wzruszyłam... Piszesz tak realistycznie, że ciary po plecach biegną. Powidziam Was za determinację! Całuje mocno :-)
OdpowiedzUsuńJoasiu, piszę prosto z serca. Miło mi, że poruszam inne serca. Pozdrawiam Cię serdecznie. Moc buziaków.
UsuńPrzeżycia zostaną w Was, tylko Wasze. Za paskudne zachowanie nie powinni wpuszczać na Plac, no ale fala to fala, dopcha sie ten kto pcha się bezwględnie. Przykre. Mimo to udało się Wam pięknie przeżyć ten czas.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
I to jest najważniejsze... To są przeżycia, które mają niezwykłą moc. Zapomina się o trudach... My jesteśmy przeszczęśliwi, że mogliśmy tam być. Pozdrawiam Cię serdecznie i zapraszam na kolejne relacje.
UsuńBasieńko kochana, jak Ci zazdroszczę. To zapewne niezapomniane wrażenia i klimat jaki tam był. Wiem coś o tym bo byłam w Watykanie jak jeszcze żył Jan Paweł drugi i wystarczyło że usłyszałam Jego głos, to łzy same płynęły po policzkach :) Pozdrawiam Cie serdecznie :*
OdpowiedzUsuńJa żałuję, że nigdy nie widziałam Jana Pawła II za Jego życia... Jest tak, jak piszesz. Podczas mszy kilka razy bardzo się wzruszyłam, kiedy wymawiano Jego imię. Atmosfera niesamowita... I tysiące Polaków! Zapraszam na kolejne części. Pozdrawiam Cię ciepło!
UsuńWidzę? Basiu ,że od Beatyfikacji nie wiele się organizacyjnie i mentalnie w głowach niektórych ludzi zmieniło.Tak było i 3 lata temu , po ludziach do celu ...
OdpowiedzUsuńSzkoda ,ze po nocy czuwania nie udało się wejść na Plac ale najważniejsze ,że potrafiliście zabrać z tego dnia to co najważniejsze .
My czuwaliśmy od ok 19.00 udało nam się wtedy wejść i nawet zająć dobre miejsca ale miałam wiele chwil kiedy po prostu chciałam się wycofać , tyle że nie miałam jak.
Próbuję ,, zlokalizować ,, w którym miejscu byliście .I jeśli się nie mylę to do bramek został Wam bardzo duży kawałek , ba kawał ...niebezpieczny ( uwierz ) kawałek .
Ważne że spełniliście swoje marzenia :))) Pozdrawiam :)
Jigo, niestety są ludzie, którzy nie uszanują ani świętego miejsca ani sytuacji... Na szczęście więcej było tych życzliwych, uśmiechniętych, pomocnych... My też byliśmy dosyć blisko bramek, ale tłum zaczął się nagle wycofywać i ostatecznie zostaliśmy w bardziej bezpiecznym i mniej tłocznym miejscu. Obok nas był punkt sanitarny. My jesteśmy i tak szczęśliwi, że mogliśmy przeżywać tak wspaniałą uroczystość, bez względu na miejsce... Zapraszam Cię na dalsze części. Pozdrawiam ciepło! Buziaki!
UsuńNo ja czekam na dalsze części ..cierpliwie ;)
UsuńŚwietne zdjęcia i wspaniała relacja Basiu. Aż miło było przeczytać. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńWitaj Jolu. Miło mi, że Ci się podoba. Zapraszam na kolejne części. Pozdrawiam ciepło!
UsuńWielki szacunek dla Ciebie Basiu i innych za to, co zrobiliście... niesamowite. Z tego co piszesz łatwo nie było, tłumy ogromne a plac Sw. Piotra duży nie jest... ja z pewnością bym sie nie zdobyła na coś takiego, jeden raz byłam na takiej wycieczce zorganizowanej autokarowej i już nigdy więcej nie będę, to ponad moje siły i możliwości. Dlatego tak Cie podziwiam!
OdpowiedzUsuńZa to fotorelacja wyszła Ci znakomita!
Serdecznie pozdrawiam :)
Witaj Aniu. Dziękuję za ciepłe słowa. Nie było łatwo... My byliśmy 1 raz. Moja przyjaciółka była kilka razy na podobnych uroczystościach i bardzo Ją i Jej bliskich za to podziwiam. Fotorelacja nie jest najlepsza, ale ciężko było w tłumie pstrykać ciekawe ujęcia, pokazałam jednak chociaż trochę, mam nadzieję klimat tego wydarzenia. Zapraszam na kolejne części. Pozdrawiam Cię serdecznie.
Usuńbardzo fajnie się czytało relację, przyznam że nie każdy chyba pojechał tam w tym samym celu co Wy i trochę się dziwię, no bo chyba nie o to chodzi przy Beatyfikacji. Mimo wszystko podziwiam za wytrwałość w czuwaniu:) to musiało być niesamowite:* buziaki:*
OdpowiedzUsuńDziękuję Olu. No niestety, niektóre osoby zachowywały się okropnie... Na szczęście to była znaczna mniejszość. My szczęśliwi mimo wszystko i naprawdę to było niesamowite przeżycie. Pozdrawiam Cię ciepło! Buziaki!
UsuńŻal, że na plac nie udało się dostać ale cóż, wszędzie trzeba się łokciami rozpychać.
OdpowiedzUsuńJak znam siebie , to też by mnie tam nie było i tak jesteś silna Basiu, że dałaś radę, ja już bym nie dała, ostatnio sił coraz mniej, niestety.
Ja oglądałam w spokoju w zaciszu mojego domku.
Przeżycia nie takie ale tak musiało być.
Pozdrawiam kochana i buziaki posyłam...
Witaj Basiu. No cóż nie udało się, ale za to na 2 dzień byliśmy na placu św. Piotra, będę o tym pisać. Basiu, moje dolegliwości też się odezwały, ale to wszystko nic w porównaniu z tym, co przeżyliśmy. Kręgosłup męża też ledwo wytrzymywał... Cieszymy się jednak, że udało nam się wszystkie trudy znieść. Było naprawdę mnóstwo starszych od nas ludzi, także osób niepełnosprawnych, tych tak naprawdę podziwiam. Basieńko, ciągle nie mam czasu, żeby napisać na priv. Pozdrawiam Cię ciepło. Buziaki!!!
Usuńcudowny post kochana!! piękne zdjęcia, niezwykła roślinność i tyle emocji! Zazdroszczę bycia w Watykanie w tak ważnym dniu dla nas Polaków...
OdpowiedzUsuńWitaj Ines! Dziękuję. Staram się być obiektywna. Bardzo cieszymy się, że było nam dane przezywać tak cudowną uroczystość. Pozdrawiam Cię serdecznie i zapraszam na kolejne relacje.
UsuńNic tylko pozazdrościć!!! Piękne przeżycie!
OdpowiedzUsuńNaprawdę niesamowite przeżycie! Pozdrawiam serdecznie i zapraszam na kolejną część.
UsuńPo pierwsze - ślicznie wyglądasz na pierwszym zdjęciu, apaszka świetnie komponuje się z kwiatowym motywem na bluzce. A co do wizyty w Rzymie to wierzę Ci, że nie jesteś w stanie wyrazić słów szczęścia. To był wyjątkowy czas, pełen wzruszeń i emocji. Też nie umiem się rozpychać i często na tym tracę, ale moje wartości są dla mnie ważniejsze niż chamstwo i siłowanie się...Ale za to wyciszać się umiem doskonale, tak jak Ty :). Radosnego tygodnia!
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci, na 1 zdjęciu jeszcze jakoś wyglądam, potem to już tragedia... zmęczenie, włos rozwiany... Nie to jednak było ważne - tylko nasze przeżycia... Obiecaliśmy sobie, że do Rzymu na pewno jeszcze kiedyś dotrzemy. Zapraszam Cię serdecznie na 2 część i kolejne. Pozdrawiam Cię ciepło!
UsuńBasiu musiało być cudownie, ja oglądając Wasze zdjęcia przypomniałam sobie kiedy był u nas, nasz Papież Jan Paweł II, w 1991 roku. Poszłam na pieszą pielgrzymkę do Częstochowy, były wtedy Światowe Dni Młodzieży. Pamiętam i nocne czuwanie i śpiewy i spotkanie z Papieżem. Dzięki Twojemu wpisowi powróciły wspomnienia, dziękuje:):)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko.
Było Agnieszko wspaniale!!! Ja miałam do siebie żal, że nigdy nie byłam na żadnym spotkaniu z papieżem.Tak jakoś wyszło... Teraz była to rekompensata za te lata... Miło mi, że ten post wywołuje pozytywne emocje i wspomnienia. Pozdrawiam Cię ciepło!
UsuńMiło mi, że Ci się podoba. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńHeh...ale przeżycie, niesamowite!
OdpowiedzUsuńA ty jak zawsze wygladasz cudownie :)
Wieeeeeeeeeelkie i nie da się do końca tego opisać... A ja wyglądam tragicznie, zwłaszcza na ostatnim zdjęciu, zmęczona, włos total rozwiany, ale nie to jest ważne, no i chciałam, by było wiarygodnie... Pozdrawiam Cię serdecznie. Buziaki!
UsuńByłam czery lata temu w Rzymie i jestem pewna, że emocje które się tam przezywa zrekompensowały te gorsze strony pielgrzymki.
OdpowiedzUsuńTak właśnie było. My niestety nie mieliśmy za dużo czasu na zwiedzanie, dlatego pragniemy jeszcze kiedyś do Rzymu polecieć lub pojechać. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńBasiu, wzruszyłam się czytając Twoje przeżycia i opis zdarzeń na Placu św. Piotra, nikt i nic nie odbierze Wam tych wszystkich emocji. Gratuluję decyzji i przetrwania i odczuwam żal, że nie byłam tam w tym ważnym czasie, ale tu na miejscu musiałam być dla kogoś innego, pozdrawiam Cię;)
OdpowiedzUsuńMiło mi, że moje wspomnienia budzą takie emocje. My też wahaliśmy się, czy jechać, z powodu choroby bliskiej osoby. Jednak Ona sama namawiała nas na ten wyjazd. Zapraszam na dalsze relacje. Pozdrawiam Cię ciepło!
UsuńTo musiały być niezapomniane przeżycia!
OdpowiedzUsuńByły, naprawdę były... Pozdrawiam ciepło!
UsuńJestem pewien, że to było niezapomniane przeżycie.
OdpowiedzUsuńPomimo rozczarowania i zmęczenia. Zawsze pamiętaj, że byliśmy tam na kanonizację.
To było historyczne wydarzenie i to żył.
Także jesteś w Rzymie jest wspaniały.
Gratulacje. Byłaś dzielna.
Pozdrawiam
Tak Curra, jesteśmy bardzo szczęśliwi. Po raz pierwszy tak naprawdę poczułam dumę z tego, że jestem Polką, że nasz polski papież jest kanonizowany. To było wydarzenie na skalę światową. Zapomina się o trudach, pozostają cudowne wspomnienia do końca życia.
Usuńo rany chętnie przeżyłabym takie wydarzenie , zresztą sam Rzym chętnie bym zobaczyła bo nie byłam nigdy :-) Świetny post i piękna TY :-) ściskam
OdpowiedzUsuńRzym jest wspaniały. My wprawdzie zwiedzaliśmy go krótko, ale jesteśmy pod wielkim wrażeniem i na pewno kiedyś do niego wrócimy. Ja piękna... oj dziękuję, ale wyglądam, jak troje nieszczęść, 2 doby bez snu i tyle emocji... Jednak wierz mi, nie zwracałam uwagi na to, jak będę wyglądać na zdjęciu, inne sprawy były ważniejsze... Buziaki!
Usuńpiękna i koniec !:-)
UsuńBasiu tyle wrażeń, tyle emocji, tyle w WAS zostanie...tego Wam nikt nie odbierze a ludzie różni jak wszędzie i różne mają intencje,,najważniejsze,że Ty potrafiłaś pobyć w tłumie w ciszy. To cenny dar:):)
OdpowiedzUsuńJesteś już na pewno w domku
Zapraszam do siebie jak tylko nabierzesz ochoty
Witaj Kochana! Byłam u Ciebie... Masz rację, emocji, wspomnień nikt nam nie odbierze... Było naprawdę cudownie. Zapraszam Cię na kolejną relację. pozdrawiam bardzo ciepło!
UsuńCudowna relacja i zdjecia. Wrazen Ci nie zabraklo, w pierwszym momencie, pomyslalam, ze nie chcialabym byc w tym tlumie, szalonym, ale pozniej pomyslalam, ze moze warto bylo, bo coz to wszystko znaczy w porownaniu z tak piekna INTENCJA, z ktora zapewne kazdy z Was pojechal...i ogromnym szczesciem dopelnienia jej!!! .Pozdrawiam serdecznie:):)
OdpowiedzUsuńMiło mi, że post wywołuje różne emocje. Tłum momentami był bezlitosny i to było przykre. Jednak chcemy pamiętać te wspaniałe chwile, do końca naszego życia... Pozdrawiam Cię bardzo ciepło i zapraszam na kolejne wspomnienia.
UsuńBeautiful picture. Would love to visit Rome too, i wish I was there at the Canonisation.
OdpowiedzUsuńeffortlesslady.blogspot.ca
To były wspaniałe chwile. Zapraszam na kolejne części. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńWyjazd na pewno zostanie w Waszych sercach, widać że było warto,ja przeżywałam równie mocno w Polsce kanonizację a co dopiero mówić o pobycie takim realnym,namacalnym...Wspaniałe widoki nam pokazałaś:)a szaro-różowa bluzeczka z pierwszych zdjęć rewelacyjna:)
OdpowiedzUsuńTak właśnie było. Zawsze przeżywałam ważne wydarzenia patrząc na ekran, po raz pierwszy mogłam uczestniczyć w tym osobiście. Pozdrawiam Cię serdecznie i zapraszam na kolejne relacje.
UsuńInformację o akcji pomocy dla Julki otrzymałam od Darii z bloga http://eetoilee.blogspot.com/ i do niej też przesłałam moje prace...napisałam w komentarzu odpowiedx bo nie mogłam znależć nigdzie maila do Ciebie:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Dziękuję za informację. Pozdrawiam ciepło!
UsuńSo happy you were able to experience something that meant so much to you. I do not have the stamina and the extreme crowd would have terrified me.
OdpowiedzUsuńLisa, tłum też mnie przerażał, bardzo, ale dało się przeżyć. Piękne przeżycia pozostaną do końca życia. Zapraszam na dalsze części.
UsuńNiezła relacja z Rzymu !!!! Pozdrawiam cieplutko i życzę miłego weekendu ! Photoopassion :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Zapraszam na kolejne części. Pozdrawiam.
UsuńMnie zawsze przerażają takie tłumy. Właśnie zawsze się boję, że jakby się coś stało, to zostałabym staranowana. Przyznam, że Rzym jest zapewne piękny, po wielu zdjęciach to widać, jednak na wycieczkę wybiorę spokojniejszy moment:) Cieszę się, że mimo trudów jesteś zadowolona z wyprawy na kanonizację, bo nie wątpię, że dla osoby głęboko wierzącej to cudowne przeżycie.
OdpowiedzUsuńMnie też... I nadal mnie przerażają. Przeżycia były jednak niesamowite. Rzym jeszcze pokażę w kolejnym poście. Zapraszam. Pozdrawiam Cię serdecznie.
UsuńRoma es una de mis ciudades favoritas!!! Me encantan las fotos!!!
OdpowiedzUsuńUn beso
http://cocoolook.blogspot.com.es/
Dziękuję. Rzym jest cudowny, pokażę więcej zdjęć w kolejnym poście. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńWspaniała relacja!!! :),wielkie przeżycie!!! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię gorąco!!! :)
_________________________________
www.stylowo40.blogspot.com
Tak przeżycia są niezwykłe. Zapraszam na kolejne części. Pozdrawiam Cię ciepło!
Usuńniesamowita wyprawa , wspaniałą relacja i zdjęcia:*)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Buło cuuuuuuuuudownie. Pozdrawiam.
UsuńTo musiało być niesamowite przeżycie:)))dobrze że dzielisz sie tym z nami:))Pozdrawiam serdecznie:))
OdpowiedzUsuńByło Reniu, oj było. Zapraszam na kolejne części. Pozdrawiam Cię gorąco.
UsuńPrzeżycia i emocje były bez wątpienia duże. Ale tłumy były spore-ja nie bardzo lubię aż takie skupiska ludzi. Byłam z rodzicami swego czasu na pielgrzymce w Krakowie jeszcze za czasów Jana Pawła 2, ale staliśmy na samym końcu, nie pchaliśmy sie blisko, a i tak były duże telebimy, więc wszystko widać. Tłumu się jednak boję-nigdy nie wiadomo co się może stać.
OdpowiedzUsuńZdjęcia piękne.
No niestety, tłumów bałam się bardzo. Przeżycia pozytywne rekompensowały negatywne. my też się nie pchaliśmy, tłum - fala nas niosła. A jak wiesz, potem zostaliśmy w bezpiecznym dla nas miejscu. Zapraszam na kolejne części. Pozdrawiam.
Usuńczytam i usmiecham sie, to mam łzy w oczach na zmianę... jesteście wielcy, podjeliscie nie lada wyzwanie! Dzieki ci za tę piekna, obiektywna fotorelację. Mocno ściskam
OdpowiedzUsuńAgnieszko, nie jesteśmy wielcy, my po prostu mieliśmy wielkie pragnienie, by tam być i to przeżyć. Trudy były, ale przeżycia to rekompensowały. Zapraszam Cię na kolejne części. Ściskam. Moc buziaków.
UsuńPrawdziwe wyzwanie, wiem, że warto było. Piękne zdjęcia oddają tylko część tych niesamowitych przeżyć, buziaki.
OdpowiedzUsuńByło, naprawdę było. Zapraszam Cię na kolejne części. Pozdrawiam Cię ciepło!
UsuńPrzeczytałam na spokojnie , ale jeszcze bardziej ucieszyła mnie wasza realcja opowiedziana "na żywo"
OdpowiedzUsuńPowrotu do Rzymu wam zycze i wielu po nim pięknych spacerów !
Dziękuję pięknie. Nasza relacja była na pewno chaotyczna, bo ciężko tak opowiedzieć wszystko. Do Rzymu na pewno wrócimy, obiecaliśmy to sobie. Pozdrawiam Cię serdecznie.
UsuńPrzepiękne zdjęcia, myslę, że wrażeń było co niemiara...widać to po zdjęciach i opisie:))) Cudownie jest tak podróżować i uczestniczyć w ważnych wydarzeniach. Pozdrawiam Cię serdecznie.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Zapraszam Cię na kolejne części. Pokażę jeszcze wiele ciekawych miejsc, no i oczywiście Rzym. Pozdrawiam Cię ciepło!
UsuńŚwietna relacja, pod koniec się wzruszyłam. To cudowne jak to przeżywaliście i ile dało Wam to radości. To na pewno ważny moment w historii i warto w takim czymś uczestniczyć. Szkoda, że nie udało się Wam dostać na plac ale na pewno byliście bliżej tego wszystkiego niż niejedna osoba siedząca niemal pod ołtarzem. Jeśli chodzi o bliskość serca to byliście na pewno w pierwszym rzędzie i to w tym wszystkim jest najważniejsze. Podziwiam was za wyrtwałość.. cała noc i część dnia, to naprawdę coś!
OdpowiedzUsuńI na koniec: wspaniale wyglądałaś :)
Dziękuję Joasiu. Cieszę sie, że post wywołuje takie emocje. My naprawdę nie żałujemy decyzji, to będą najpiękniejsze wspomnienia do końca życia. Zapraszam na kolejne relacje. Pozdrawiam Cię ciepło!
Usuń