czwartek, 6 lutego 2020

3 rocznica - Mojej kochanej Ani.

Córeczko, patrzę na Twój portret i ból paraliżuje mnie tak jak trzy lata temu.
Żadne słowa nie przynoszą ukojenia.
Żaden Bóg nie jest w stanie mnie pocieszyć.
Przepraszam, że nie pozwalam Ci odejść...

                           **************************************

Nie, nie mówcie mi, że mam odrzucić tę rozpacz, bo to niemożliwe...
Żyję jakby za szybą.
Lawiruję pomiędzy 1, 2 i 3 etapem żałoby, które mogą trwać 10 lat a może i dłużej.
Nie jestem jeszcze gotowa na prawdziwą radość, jeszcze nie teraz.
 Może nigdy.

Przede mną leży książka "Powrót nadziei."Analizuję każdy rozdział, każde zdanie i już wiem, że czeka mnie bardzo długa droga, by po bólu odnaleźć znów radość.
Kiedy otrzymałam  od mojej pani psycholog tę książkę, pochłonęłam jej treść z wypiekami na twarzy.
Czytałam, płakałam, rozmawiałam z Anią, wyłam z bólu...
Widziałam przed oczyma setki sytuacji. Byłam wyczerpana psychicznie.
To wszystko są wieloletnie procesy.
I nie da się wrzucić uczuć, emocji, cierpienia do szuflady, zamknąć ją i rozpocząć nowe życie.
Dzieci są naszą częścią, a my matki szczególnie jesteśmy emocjonalnie z nimi związane.
Nie twierdzę, że ojcowie nie przeżywają mocno żałoby po stracie dziecka, jednak u nas kobiet ten proces trwa o wiele dłużej i intensywniej.

Teraz czytam książkę drugi raz.

Etap pierwszy to  SZOK: niedowierzanie, wewnętrzny zamęt, może pojawić się wzburzenie, bezradność, ból, często gniew na Boga.
Znam te wszystkie stany, kilka tkwi we mnie nadal.
Niczego nie można przyspieszyć, opuścić. To trudne dni, tygodnie, miesiące a nawet lata.
Kiedy zadzwonił telefon 6.02. 2017 roku i mąż przyszedł przekazać mi informację, że moja Ania przeszła na drugą stronę, nie potrafiłam wydusić z siebie głosu.
Po chwili powtarzałam jak w amoku: "To niemożliwe, to niemożliwe, Boże to niemożliwe."
Potem dopiero polały się łzy. Byłam tak przerażona, że nie zobaczę już swojej Córki, że nie umiałam wykonać najprostszych czynności.
Przecież byłam u Niej w niedzielę, wiedziałam, że jest bardzo źle.
Ostatnie tygodnie choroby Ani, to był nieustający strach, że ten dzień się zbliża, że śmierć czai się obok i chce zabrać moje Dziecko.
A jednak trzymałam się nitki nadziei, że coś się zmieni, że Ania nadal będzie żyła... Do końca wierzyłam, że stanie się jakiś cud.
Bezradność, pustka, ból, nieprzespane noce osaczały mnie każdego dnia, zaciskały pętlę na szyi.
Mojej Ani nie ma... Co to znaczy - nie ma?
Nieustanne pytania: Dlaczego? I brak odpowiedzi.
Natężający się gniew na Boga i niemoc, jak dalej żyć...

Minął rok...

Etap drugi to UŚWIADOMIENIE SOBIE STRATY: niepokój, konflikty emocjonalne, przewlekły stres, nadwrażliwość, gniew oraz nieustanne poczucie winy.
Stres wywołuje choroby. To także jeden krok od depresji.
Pamiętam ten dzień. Za godzinę miałam wyjść do pracy. Nagle opuściły mnie wszystkie siły.
Nie potrafiłam podnieść ręki. Miałam wrażenie, że zapadam się w jakąś dziurę.
Mąż wystraszył się, że to jest drugi zawał. Wezwał karetkę.
Siedziałam skulona na kanapie i płakałam. Nie rozumiałam, co się ze mną dzieje.
Wszystko mnie bolało i nic mnie nie bolało. Tak jakby mnie nie było.
Młoda lekarka zbadała mnie, przeprowadziła wywiad i postanowiła zabrać do szpitala.
Resztkami sił wydusiłam, że nie mogę, że muszę być dzisiaj w pracy...
Bo czekają na mnie uczniowie, bo muszę wysłać pracę na konkurs, bo...
Pani doktor spojrzała na mnie i powiedziała: "No to niech pani idzie..."
To było brutalne, ale prawdziwe. Nie miałam przecież siły na nic...
Nie miałam siły poruszać palcami, wstać z kanapy. Moje ciało było jakby obok mnie.
Ratownik pogotowia prawie na rękach zaniósł mnie do karetki.
W szpitalu po kilku godzinach długa rozmowa z lekarzem.
Niezwykle empatycznym. Powiedział mi, że jest lekarzem, ale także ojcem i nie wyobraża sobie, gdyby miał stracić dziecko.
-Pani musi ratować siebie. Inaczej te stany panią zabiją... Pani podąża za swoją Córką.
 To był silny atak depresji...
Nie, to niemożliwe. Ja i depresja? Przecież pracuję, kontaktuję się z ludźmi.
Czasem nawet się śmieję... Podróżujemy...
A jednak... Podstępna choroba złapała mnie w swoje sidła.
Podpowiadała najgorsze rozwiązania.
Mój system odpornościowy nie miał siły, by walczyć z czymkolwiek.
Zaczęła się lawina problemów zdrowotnych. Szpitale, jeden po drugim...

I to ogromne poczucie winy, dlaczego nie uratowałam Ani?
Co jeszcze mogłam zrobić? Co przeoczyłam?
Dlaczego nie znalazłam lekarstwa, by Ją uzdrowić?
Dlaczego moje modlitwy nie zostały wysłuchane?
Jestem, byłam złą matką, skoro moja Córka zachorowała.
To ja powinnam odejść, a nie Ona...
Tego nie można objąć rozumem.

Nie mam prawa do szczęścia, jakiejkolwiek przyjemności.
I ten trwający gniew na Boga, że pozwolił na to wszystko...

Minął kolejny rok...

Etap trzeci: WYCOFANIE SIĘ; rozpacz, osłabienie systemu odpornościowego, zmęczenie, praca nad smutkiem i żalem, "hibernacja"
Rozpacz nie mijała i nie mija. Choroby zaczęły się mnożyć. Organizm zaczął szaleć. Nie panowałam i nie panuję już nad tym. Gdyby nie mój Mąż i Bliscy, nie wiem, gdzie byłabym dzisiaj...
Najbezpieczniej czuję się w naszym mieszkaniu. Już od dłuższego czasu unikam sklepów, tłumów.
Nigdzie nie wychodzę sama z domu. Zdarzają mi się niekontrolowane utraty przytomności.
Macki depresji skutecznie mną manipulują. Dopadają w najmniej oczekiwanym momencie.
W moim przypadku etap 2 i 3 tak jakby połączył się w jeden...
I dalej trwa, a właściwie trwają...
Jestem zawieszona między 2 i 3 etapem żałoby.
Jestem ciągle na początku drogi.
Poczucie winy nie mija, mimo wizyt i rozmów z panią psycholog.
Ten etap a właściwie dwa etapy mogą trwać, tak jak pisałam już wcześniej, 10, a może 15 lat...
To już wiem, ale nie wiem, jak będą przebiegać.

Są jeszcze etapy IV i V. Nie wiem, czy będzie mi dane przez nie przejść.
Dlatego na razie nie będę o nich pisać...

I nie chcę pisać też  o tym, co dzieje się dzisiaj w mojej głowie i sercu,  bo żadne słowa nie są w stanie tego opisać.


Jest 7.00 rano. O tej godzinie Aniu przechodziłaś już na drugą stronę.
Twoje ostatnie słowa:
"Mamo, Marcin..."

Nigdy sobie nie wybaczę, że w tym momencie nie było mnie przy Tobie...

Kochana Córeczko, Ty wiesz, jak bardzo tęsknię, jak wszyscy tęsknimy.
Niech Aniołowie opiekują się Tobą.


Dziękuję mojemu Mężowi, Synowi, Synowej, Wnuczce, Dzieciom i Wnukom ze strony Męża, Zięciowi, bliższej i dalszej Rodzinie, Przyjaciołom, tym w realu i wirtualnym, za to, że jesteście.

31 komentarzy:

  1. Kochana Basiu. Słowa pocieszenia na nic się tutaj zdadzą.
    To już 3 lata. Czas tak szybko płynie, a rana w sercu tak trudno się goi ...
    Kiedy nagle odszedł mój brat /wypadek samochodowy/ miał zaledwie 33 lata.
    Osierocił dwójkę małych dzieci, a trzecie było w drodze.
    Dlatego wiem co czujesz. Moja mama była w totalnej rozsypce i bardzo długo trwała jej trauma. I chociaż od tamtego czasu minęło już 20 lat - jej serce nadal cierpi i ciągle zadaje pytanie dlaczego?
    Wiem, że wtedy najchętniej sama chciałby odejść ...
    Obecnie patrzę na mamę i myślę, że rzeczywiście czas leczy rany - chociaż w Twoim przypadku Basiu oraz w przypadku mojej mamy - czas raczej je tylko zabliźnia.
    Basiu przytulam Cię mocno i życzę, żebyś nadal potrafiła cieszyć się życiem:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Płaczę z Tobą, smutek mi gardło ściska. Nie ma słów, którymi mogłabym Cię pocieszyć. Trzymam Cię za rękę i modlę się...

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie ma stosownych słów...by je tu wpisać...

    OdpowiedzUsuń
  4. Basiu, Ty wiesz, że ja wiem... rozmawiałyśmy ostatnio, nic więcej kochana nie napiszę tylko ściskam mocno i...Ty wiesz jak ja Cię rozumie i czego Ci życzę ♥️♥️, buziaki 💋...czekam na spotkanie

    OdpowiedzUsuń
  5. Basiu pamiętam jak napisałaś, że Ania odeszła. Nie mogę uwierzyć, że minęły już 3 lata, bardzo trude dla Was lata. Pamiętaj kochana, że masz tu na ziemi dla kogo żyć, a Ania na Ciebie poczeka. Nie modlę się, więc przytulam najmocniej jak mogę <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Brak mi słów Basiu, żeby jakkolwiek Cię pocieszyć... Jestem z Tobą całym sercem ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  7. Basiu, dziękuję Ci, że podzieliłaś się tym co przeżywasz. Nie miałam odwagi i nie chciałam Cię pytać o szczegóły odejścia Ani, aby bardziej Cię nie ranić, niż już jesteś. Teraz widzę Jej zdjęcie i ta piękna kobieta jest mi jeszcze bardziej bliska, a poza tym wiem, jaki obraz masz w sercu. Bardzo cierpię z Tobą i chciałabym Ci ulżyć, ale nie mam takiej mocy, jedynie wirtualnym utuleniem i modlitwą...

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie spodziewałam się aż tak emocjonujących słów, a przecież powinnam. Czytałam z tak ciężkim sercem, że mnie naprawdę ciężko to opisać, a co dopiero Tobie. Jak ja chciałabym jakoś pocieszyć, zrobić coś, byś się uśmiechnęła, a wiem, że nie potrafię. Ja tylko mogę być sercem z Tobą. Nie wyobrażam sobie, jaki czujesz ból. Nie chcę, byś chorowała, nie chce tego! Proszę, bardzo Cię proszę, walcz. Choć przecież walczysz. Ja naprawdę nie wiem, co napisać, boję się, że urażę, że zamiast dobrze, to napiszę źle. Chcę, byś była zdrowa, tak bardzo chcę, byś była zdrowa i wiem, że Ania tego pragnie. Jednak przecież to nie łatwe, przecież Ty walczysz z bólem najcięższej kategorii. Siedzę, walczę z za szybkim biciem serca, bo to, co przeczytałam, mnie powaliło. Ja jestem sercem z Tobą, z Wami. Ja powtórzę, bo wierzę, wierzę, że Ania jest obok. Byłaś i jesteś i pozostaniesz cudowną matką! Proszę, nie wątp w to. Jesteś tak dobrym człowiekiem, tak pięknym i unikalnym. Wielu marzy o takiej mamie!!! Myślę o Ani, nie znałam jej, ale ja naprawdę o Niej myślę i tak mocno wierzę, że ona jest z Tobą, a nawet mnie poznała, wierzę w to!!!!!! Sercem tulę Twoje serce, serce pełne piękna, za które jestem wdzięczna. Jestem wdzięczna, że takie serce jest częścią mej drogi. Ania zamieszkała i w moim sercu, właśnie dzięki Tobie. Posyłam Ci ogrom miłości, ogrom. <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Żadne słowa nie są w stanie tego opisać ....masz rację ! U nas minął rok ...jak odszedł mąż , a mnie się wydaje jakby to było wczoraj !

    OdpowiedzUsuń
  10. Cóż tu można powiedzieć.. Smutne to wszystko..

    OdpowiedzUsuń
  11. I polały się łzy... Basiu, bardzo Ci współczuję.

    OdpowiedzUsuń
  12. Kiedy patrzę na Twoje oczy na zdjęciach, wiem, że jesteś po części w innym czasie i przestrzeni..bezsilna też się czuję, bo jak tu pomóc.Przytulam ,bo znam te uczucia..

    OdpowiedzUsuń
  13. Głęboko współczuję...
    Nie ma wg mnie większej straty na tym świecie niż utrata dziecka...
    Straciłam ukochanego męża... bardzo bolało... a co dopiero dziecko...

    OdpowiedzUsuń
  14. Basieńko, jak Ci kiedyś pisałam, Anioły są z nami tylko na jakiś czas. Nie możemy ich zatrzymać, nie możemy się z nimi zamienić. Ania spełniła swoją misję tu na ziemi, teraz jest w lepszym świecie. Nic Ją nie boli, nie cierpi, jest Jej dobrze. To my, tu na ziemi tęsknimy. Żałobę każdy z nas przeżywa inaczej, jedni krócej, inni dłużej. Z chwilą śmierci Bliskiego nie przestajemy przecież kochać. Ale pozwól Ani pójść dalej. Dla Jej dobra, dla Twojego dobra i dobra Twoich Bliskich. Basiu, masz dla kogo żyć! Oni Cię potrzebują, my Ciebie potrzebujemy. Przytulam Cię mocno. Otulam ciepłymi myślami...

    OdpowiedzUsuń
  15. Witaj Basiu.
    Bardzo współczuję. Znam ten ból, bo kiedyś syna straciłem
    Żal po stracie należy przerobić. Ból z czasem minie, ale pamięć zostanie.
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie.
    Michał

    OdpowiedzUsuń
  16. Strata dziecka musi być najgorszą rzeczą jaka może się komukolwiek przydarzyć... Ściskam mocno Basieńko i tulę w tych trudnych chwilach...

    OdpowiedzUsuń
  17. Mój Boże drogi, kochana Basiu, nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić jak ciężką drogą musisz teraz iść przez życie, jak wielki to musi być ból... Dbaj o siebie, a ja pomilczę cichutko z Tobą.

    OdpowiedzUsuń
  18. Bardzo bardzo serdecznie przytulam Cię do siebie....

    OdpowiedzUsuń
  19. To był taki straszny czas...
    I rozumiem Basiu, że wcale nie jest lepiej..
    Ściskam Cię z sił całych i myślami jestem z Tobą...
    :*

    OdpowiedzUsuń
  20. Urocza była Twoja Ania. Mam nadzieję, że przetrwasz czas żałoby.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  21. Basiu, mocno Cię tulę.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  22. Kochana
    Słów za wiele nie potrzeba, przytulam mocno🤗❤️

    OdpowiedzUsuń
  23. Basiu :(((( u mnie też na początku lutego trzecia rocznica nagłego odejścia ukochanego Taty... Cały czas jest trudno i trudniej. Mam wrażenie, że mniej więcej od świąt jest mi znowu gorzej i "przygnębienie" nie mija. Nie umiałam tego wszystkiego określić, nie odnajduję słów, nie umiem o tym rozmawiać... ale Tobie udało się tak napisać, jakbyś zaglądała do mojego wnętrza. Do głowy i serca. Chyba powinnam sięgnąć po tę książkę... Przytulam Cię do siebie mocno!

    OdpowiedzUsuń
  24. Basieńko, żal za serce ściska kiedy czyta się Twoje przeżycia. Nikt nie ma prawa zabronić Ci przeżywać tego co czujesz. Nie możesz udawać, że wszystko się ułożyło i pomału wracasz do równowagi. Piszesz to co czujesz i jak czujesz. Masz wokół siebie najbliższych i Oni znają Ciebie jak mało kto, więc wspierają Ciebie, chronią Cię żebyś czuła się bezpieczna. Ale Kochana nie możesz mieć żalu do siebie, że nie pomogłaś Ani pozostać. Taka była wola Pana...
    Basieńko ściskam Cię, przytulam i serdecznie Cię pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Basiu - zawsze jestem z Wami.
    Jesteście niezwykle dzielni i podziwiam Waszą miłosć.
    Życzę spokoju :)
    Kisses - Margot :) ))

    OdpowiedzUsuń