Za moim oknem minus 10 stopni, a nawet dzisiaj spadł śnieg.
A my wracamy wspomnieniami na Dominikanę. Jest styczeń 2012 roku.
Naszym celem było zwiedzenie kilku miejs na wyspie - śladem Krzysztofa Kolumba oraz Jana Pawła II.
Na wycieczkę o mały włos nie pojechalibyśmy, a to za sprawą pewnego nieporozumienia "międzynarodowo -językowego"...
Ale po kolei...
Poprzedniego dnia mój M. poszedł na spotkanie organizacyjne, by dowiedzieć się, jak będzie przebiegała całodniowa wycieczka, co ze sobą zabrać, jak się odziać etc...
Rezydent był Czechem, M. jednak stwierdził, że bez problemu Go zrozumie i wszystko potem mi przekaże.
M. wrócił dosyć szybko ze spotkania. Na moje liczne pytania odpowiedział krótko:
- Wyjeżdżamy o 9.00 rano, zahaczymy o 3 miejscowości, będzie upał, więc najlepiej załóż jakąś sukienkę .
- To wszystko? - zapytałam - Ale gdzie konkretnie się zatrzymamy?
- Nie pamiętam nazw, jakieś dwa miasteczka a potem stolica.
Pierwszy raz nie wiedziałam kompletnie, jak się przygotować... Sukienkę miałam białą, jakoś na cały dzień wydawała mi się niepraktyczna, więc przygotowałam zestaw: płócienne spodnie i tunikę.
Następnego dnia wcześnie rano poszliśmy na śniadanie. Nagle podczas konsumpcji M. zajęczał:
- O Matko, pomyliłem godziny, wyjazd jest o 7.15...
Nie było czasu na zmianę zestawów, głodna, szybko pobiegłam do pokoju po torbę z dokumentami i jedną butelką wody i pognaliśmy na zbiórkę.
W biegu pytam M.: Czy tak mogę jechać?
- Oczywiście, czemu nie...
Zresztą pytanie było zbędne i tak nie było już odwrotu...
Na miejscu zbiórki kilka osób. Sami Rosjanie.
Pytam (tym razem ja...) Czy też jadą do Santo Domingo...
- Da, da... - odpowiadają...
Uff, zdążyliśmy. Podjeżdża autokar, wchodzą 4 osoby, My nie - okazuje się, że nie ma nas na liście pasażerów. :(
Mija kolejne pół godziny i znów ta sama sytuacja.
Mija następne pół godziny, zostaliśmy My i 2 panie z Litwy:
Mija 9.00! Pierwotny czas odjazdu...
Podjeżdża mały bus. W drzwiach młody Rosjanin wyczytuje nazwiska. Panie zabierają tobołki i zadowolone wchodzą do busika.
M. stoi zrezygnowany. We mnie odzywa się lwica. Teraz mamy zrezygnować? O nie...
Podbiegłam do młodzieńca i tu akurat przydała się moja znajomość języka rosyjskiego.
Wytłumaczyłam panu, że my też jedziemy do stolicy. Pan na to, że nie ma nas na liście i nie może nas zabrać.
A potem zapytał czy dobrze rozumiem i rozmawiam po rosysku.
- A ty gawarisz i panimajesz po rusku?
Mimo że wielu słówek i zwrotów nie pamiętałam, odpowiedziałam dziarsko:
- Da, ja ocień panimaju i ocień haraszo gawariu pa rusku ( pisownia fonetyczna)... I uśmiechnęłam się od ucha do ucha...
Sroga mina młodzieńca zrzedła, uśmiechnął się i gestem zaprosił nas do środka i pojechaliśmy...
Zdjęcia poniżej nie najlepszej jakości, ale złapane w ruchu podczas jazdy busem:
Momentami padał deszcz...
Po kilku godzinach jazdy bardzo niewygodnym busem, rozbolała mnie głowa a żołądek skakał mi do gardła. :(
Przewodnik - Wiktor cały czas opowiadał. M. dopytywał, o czym On tak nadaje. Nie chciało mi się tłumaczyć, więc skwitowałam:
- Wszystko zobaczysz, kiedy dojedziemy.
Gdybym miała pilot wyłączyłabym młodzieńca i przy okazji M. Wszystko mi przeszkadzało: gadanina Rosjanina, zaduch w busie, w którym nie dało się uchylić okna, upał, długa jazda po wyboistych miejscami drogach. Odezwała się moja choroba lokomocyjna...
Nareszcie, pierwszy przystanek.
I tu rozczarowanie. Mamy zwiedzać fabrykę cygar.
Nie lubię zapachu tytoniu, tego dnia wszystkie ostre zapachy mnie drażniły.
Ale idziemy...
Jakoś mi głupio było obstrykiwać pracujących ludzi w halach. Jeśli już, to za Ich zgodą.
Rosjanie rzucili się jak paparazzi, oj szkoda słów.
A my mamy tylko kilka fotek. Współczułam tym ludziom, praca w tym zaduchu dla mnie wydawała się okropna. Ale może się mylę i Ci ludzie są szczęśliwi, bo w ogóle mają jakąś pracę...
Zastanawiałam się, ile ta dziewczyna może mieć lat?
Ruszamy dalej, kolejna niespodzianka... Przed nami zwiedzanie jaskiń.
Patrzę na M.
- Nic mi nie mówiłeś o żadnych jaskiniach...
- Chyba nie dosłyszałem... :( albo nie zrozumiałem do końca...
- Pięknie, jeszcze nigdy w takim stroju nie byłam w jaskini, ale co mi tam... - zasyczałam.
Na szczęście miejsce było dosyć urokliwe, nawet z wrażenia nie zdjęłam korali... :)
Rosjanki i tak były lepsze ode mnie, poobwieszane złotem i nawet 2 w szpilkach :). Ja przynajmniej w sandałach :), ale nogi i tak spuchły mi strasznie :(
Tarzan też był:
Iguany i inne zwierzątka również:
A najbardziej urokliwe było to miejsce - w środku jaskini - oczko wodne - małe jezioro, które miejscowi nazywają okiem Boga:
I kilka fotek na pamiątkę...
Ciągle sprawdzałam, czy pod nogami nie plączą się iguany...
No, to można pozować...
M. pilnował, żebym nie wpadła do jeziorka...
A te 2 zdjęcia zrobił nam Wiktor :)
Po tych emocjach wracamy do busu. Jedziemy na obiad.
Wiktor, w holu restauracji powiedział - oczywiście po rosyjsku - do grupy:
- A teraz możecie umyć ręce, a potem zjemy obiad. Następnie czeka nas jeszcze dosyć długa jazda do stolicy.
M. niczego nie zrozumiał, a był już okrutnie głodny, pojechaliśmy przecież bez prowiantu i z jedną małą butelką wody...
Postanowiłam się trochę zemścić... Byłam zła, że M. kompletnie nie wiedział, co czeka nas podczas wycieczki. Niech Was nie zmyli torba na zdjęciu. Tam był sprzęt, bo M. lubił każdego dnia po śniadaniu filmować zwierzęta... W przeciwnym wypadku w ogóle nie mielibyśmy zdjęć, a tak przynajmniej są dzięki kamerze.....
Przetłumaczyłam M, że teraz musimy iść się wykąpać po trudach podróży, potem Wiktor zaprowadzi nas na basen, a za 3 godziny będzie obiad.
M. jęknął:
- Za trzy godziny??? ... i pochłonął ostatniego mentosa.
A potem przerażony dodał:
- Ale my przecież nie mamy bielizny na zmianę ani kąpielówek!
- Trudno- odpowiedziałam - jakoś musimy sobie poradzić. Trzeba było słuchać na spotkaniu organizacyjnym, co mamy ze sobą zabrać i o której dokładnie wyjeżdżamy. Zdążyłabym się przebrać i wszystko nam spakować...
Mąż milczał... A ja kontynuowałam grę :)
- Idź do toalety, a potem zapytamy, gdzie są te łazienki i basen.
Widziałam rozpacz w oczach męża z powodu rzekomej kąpieli, basenu oraz oczekiwania na obiad i parsknęłam śmiechem.
Nie potrafię długo się złościć i po chwili zaprowadziłam M. do restauracji na pyszny obiad. :)
A po posiłku dalsza część wycieczki.
Jednak o dalszych perypetiach opowiem Wam następnym razem.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich odwiedzających.
Dziękuję za piękne życzenia noworoczne w poprzednim poście. Jutro odpowiem na zaległe komentarze.
W pracy mam nawał obowiązków, więc wybaczcie mi moje opóźnienie na Waszych blogach.
W blogosferze będę dopiero jutro wieczorem i w środę. .
Zdjęcia pochodzą ze stycznia 2012 roku.
Zestaw absolutnie nie na taką wycieczkę :)
Spódnica: Metro
Top: Bon Prix
Torba: Avon
Korale: lokalny sklep
Ależ wycieczka:) Fajnie się takie sytuacje wspomina. Nie ukrywam rozbawiłaś mnie:) Ty zawsze wyglądasz super, w każdej sytuacji:)
OdpowiedzUsuńFajnie się wspomina, ale miałam ochotę M. udusić :)
UsuńMoc pozdrowień.
cudowny wypad :)
OdpowiedzUsuńKochana wszystkiego dobrego w Nowym Roku!
Dziękuję Aniu i wzajemnie!
UsuńPozdrawiwm Cię ciepło!
Great pictures! Kisses and happy new year.
OdpowiedzUsuńhttp://www.solaanteelespejo.blogspot.com.es/
Dziękuję Mario. Wszystkiego dobrego.
UsuńBuziaki!
Dzisiaj ,w ten mroźny wieczór fajnie wspomina się taką historię. Rozumiem , że wtedy nie było Ci Basiu do śmiechu. Ja też nie lubię takich sytuacji, dlatego zawsze na spotkanie z rezydentem , gdy wykupujemy wycieczki fakultatywne towarzyszę mężowi.Też zdarza mu się coś pomylić , nie dopytać o szczegóły.
OdpowiedzUsuńWidzę , że mimo niedogodności w doborze stroju wycieczka się udała i teraz wspominasz ją z przymrużeniem oka.
Pozdrawiam gorąco
Dorota
Oj nie było Dorotko. Śmigać w jaskini w sandałkach na koturnie, w spódniczce, prawie pół dnia bez jedzenia...
UsuńJa zawsze chodzę na spotkania, już nie pamietam, dlaczego wtedy mąż był sam...
Pozdrawiam Cię również baaardzo ciepło!
Basiu, myślę że mimo wszystko zapamiętasz tę wycieczkę lepiej niż inne ;)
OdpowiedzUsuńWyglądałaś i tak pięknie :)
buziaki :*****
Małgosiu, po czasie prawie wszystko wspomina się mile...
UsuńNadal nie potrafię pisać u Ciebie komentarzy :(
Moc pozdrowień i buziaków.
Basiu to mieliście przygody..zyczę Wam w tym roku spokojniejszych ale cudnych podrózy:):)
OdpowiedzUsuńCałusy
O tak, ale My tak zawsze. Ciągle nam się coś przytrafia. :)
UsuńPo latach fajnie się wspomina, chociaż czasem bywało i niebezpiecznie.
Jestem nadal przeziębiona, mówienie sprawia mi problem :(
Wczoraj przeleżałam pół dnia po pracy. Zmarzłam w pracy...
Dziękuję... Oj poleciałoby się znów gdzieś...
Buziaki!
Wycieczka z przygodami :) Takie lubię najbardziej. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńTym razem "łagodne" przygody, :)bywało gorzej...
UsuńMoc pozdowień Jolu.
No to niezła wtopa, ale po czasie świetnie się wspomina, z uśmiechem na ustach :) Pozdrawiam i życzę wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!
OdpowiedzUsuńWłaśnie Magdo, no ale cóż, czasem mamy właśnie takie przygody...
UsuńDO SIEGO!
Pozdrawiam Cię ciepło!
Barbara , Karaibów ma swój własny rytm. Nie zawsze rozumiem . Ale to raj .
OdpowiedzUsuńWystarczy spojrzeć na zdjęciach wiedzieć, że był wspaniały wyjazd
Pozdrawiam
Karaiby są ciekawe. Jest tam luksus i bieda. Plaże cudowne, widoki również.
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie.
Basiu cudowny post <3 Wspaniale, ze w te zimne dni zabrałaś nas w małą wspólną podróż...zaczarowałaś mnie tymi miejcami,zdjęciami...uroczo, ciekawie inaczej. Oczko wodne w jaskini powaliło mnie, czyżby tak wyglądał raj ?? ..
OdpowiedzUsuńWybacz mi mały poślizg w czasie kochana, dopiero teraz jestem tu by życzyc Tobie najwspanialszego roku jaki tylko mogłabyś sobie wymarzyć...by wszystko, co w życiu Cię spotyka miało jasny sens, bo tylko wtedy, gdy rozumiemy co się dzieje, łatwiej możemy wszystko znieść...nie wiem, czemu to napisałam kochana, samo tak jakoś polało się ze mnie...
życzę Tobie wspaniałych i ciepłych ludzi wokół Ciebie, wsparcia i miłości, która jak juz pisałam leczy wszystko i jest nam wszystkim bardzo potrzebna <3
Moc buziaków, ściskam cię mocno !!
Asia
Asiu, ten kraj ma wiele do zaoferowania. Z drugiej strony bieda i bagactwo przeplatają się ze sobą. W większości ludzie żyją z turystyki.
UsuńAle są uśmiechnięci i przyjaźnie nastawieni.
Baaardzo dziękuję za przepiękne i mądre życzenia :)
Takie słowa powodują, że gdzieś tam wirtualnie uśmiecham się do Ciebie.
Pozdrawiam Cię ciepło! Uściski i buziaki posyłam.
Z pewnością była to wspaniała wycieczka, jest co wspominać!
OdpowiedzUsuńOj tak, wycieczka była baaardzo udana. :)
UsuńPozdrowionka!
Basiu piękne zdjęcia, prawdziwi z was włóczykijowie, nawet na Dominikanę dotarliście, to już wycieczka wyższego pułapu. Piękne widoki, piękna ty, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMarzenko, w porównaniu z innymi, to jesteśmy jeszcze w lesie...
UsuńAle faktycznie ocean już przelecieliśmy: pierwszy raz do Wenezueli, drugi na Dominikanę. :)
Miło mi, że Ci się podoba. Zapraszam na kolejne wspomnienia.
Moc pozdrowień. :)
Niezły numer z Ciebie :)))
OdpowiedzUsuńChoć i tak nadzwyczaj łagodnie małżonka potraktowałaś. Ja bym chyba swego zatłukła, choć pewnie nie miałabym okazji, bo u nas zwykle ja jestem od organizacji ;))
Fajna wycieczka :)
Julio, ja już kilka razy męża wkręciłam... Bo on zawsze wie lepiej...:)
UsuńWtedy wyjątkowo nie poszłam na spotkanie, nie pamiętam nawet dlaczego...
A wycieczka i tak była udana...
Buziaki!
Twoje zdjęcia przypomniały mi zeszłoroczną wyprawę na Martynikę.Strasznie tęsknię za tropikalnym klimatem...Jednakże tylu przygód tam nie miałam :-)
OdpowiedzUsuńZastanawialiśmy się też nad tą wyspą.
UsuńJestem ciekawa Twoich zdjęć, może pokażesz kiedyś na blogu :)
My kochana zawsze mamy jakieś dziwne przygody. :)Takie z nas dziwaki... :)
Pozdrawiam Cię ciepło!
nieswojo bym się czuła w tej fabryce cygar, taki trzeci świat w konserwie dla bogatych białych:) z drugiej strony nie do pominięcia w takim miejscu jak byliście.
OdpowiedzUsuńdobrze, że skonczyło się happy endem! warto było chociażby te jaskinie obejrzeć nawet w stroju nieadekwatnym:)))
Olu, ja zawsze kiedy widzę biedę, czuję się nieswojo...
UsuńMy tu naprawdę mamy El Dorado, a jeszcze tylu ludzi narzeka... :(
Jaskinia była ciekawa i piękna.
Pozdrawiam Cię serdecznie.
Heh, czyli znajomość języków przydaje się w podróżowaniu. Ale tak czy inaczej przynajmniej była fajna przygoda :)
OdpowiedzUsuńNiewatpliwie tak :)
UsuńMy to za każdym razem mamy jakieś dziwne przygody...
Pozdrowionka!
Basiu rozbawilas mnie tym wpisem, ale Tobie jak widac wtedy nie bylo do smiechu a M. tym bardziej, glodny i jeszcze na basen hihihi. Masz pomysly. Sciskam
OdpowiedzUsuńJak mój M. doprowadza do takich sytuacji, to zaczynam Go wkręcać... :)
UsuńZapraszam na kolejne wspomnienia.
Pozdrawiam cieplutko.
Podroż z przygodami, dobrze, że to takie małe nieporozumienia i wszystko się dobrze skończyło.
OdpowiedzUsuńA Dominikana z dobrych cygar słynie, nie dziwię sie, ze Wam pokazali fabryczkę, zapewne był sklep fabryczny i można było coś nabyć, ot choćby na pamiątkę, ale warunki pracy jak widać mało komfortowe.
Wszystkiego dobrego w Nowym Roku :)
Tak Aniu, sklep był obok. My nie kupowaliśmy cygar, bo nikt w mojej najbliższej rodzinie nie pali ani papierosów, ani tytoniu :)
UsuńTym razem przygody były małego kalibru, ale zdarzają się wieksze...
Dziękuję za życzenia i jeszcze raz DO SIEGO ROKU!
O! To niezła wycieczka i to z jakimi przygodami!:))
OdpowiedzUsuńTez lubię być przygotowana na niespodzianki typu - zwiedzanie jaskiń;))
Ale Basiu, masz przynajmniej co teraz wspominać! A po wyprawie mogliście się pośmiać z tych wszystkich perypetii:D
Dzięki za pooddychanie upalnym powietrzem... W taki mróz, to coś dla mnie:D
Ślicznie wyglądałaś! Bardzo zwiewnie!
Buziaki!!!
Nam to zawsze się cosik przytrafia. :. Wtedy, to akurat jeszcze przygody w miarę znośne, ale bywało gorzej...
UsuńJa dzisiaj miałam ciężkie wstawanie do pracy. Jestem trochę przeziębiona, a teraz nie ma szans, bym poszła na L-4. Za dużo obowiązków.
Zapraszam Cię na kolejne wspomnienia do cieplutkiej Dominikany.
Pozdrowień moc i buziaków posyłam.
Basiu, czytając Twojego posta parskałam ze śmiechu aż mój Eryk się zainteresował co mam na ekranie takiego śmiesznego. Nie sądziłam, że potrafisz zrobić taki numer swojemu M.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Czasem Go wkręcam, kiedy "robi mi takie numery". :)
UsuńPo latach fajne wspomnienia, ale czasem nasze przygody nie są takie "fajne".
Zapraszam Ciebie i męża na kolejne wspomnienia. :)
Pozdrawiam serdecznie i ciepło w ten mroźny wieczór.
Super!! Jesteś niesamowita ;) ! No i te fotki są genialne!! Uwielbiam te twoje relacje!
OdpowiedzUsuńDziękuję Aniu. Czasem uda mi się wkręcić męża. :)
UsuńTaka słodka zemsta... Zapraszam na kolejne wspomnienia.
Pozdrowionka!
Wycieczka z niekoniecznie przyjemnymi przygodami, za to momentami zabawna :-) , ale jak widać po rajskich widokach było warto. Pozdrawiamy
OdpowiedzUsuńWitajcie!
UsuńOj tak, było warto. :) Zapraszam na kolejne wspomnienia.
Pozdrowień moc posyłam. :)
Przeboje na wycieczce niezłe, ale widoki rekompensują wszystko!!! Zazdroszczę, przepięknie tam! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWitaj Paulino, my często mamy różne "przeboje" :)
UsuńPozdrawiam serdecznie.
Ach, Twoja zemsta była słodka :)) uśmiałam się, ale wiem, że wtedy wcale nie było Ci do śmiechu. A dopiero po jakimś czasie można opowiadać takie historie jak anegdotki :)) Za to widoki cuuuudne! Podróże kształcą ;) Chętnie sama wybrałabym sie w taką, może tylko bez przykrych przygód. Pozdrawiam cieplutko Basiu :)
OdpowiedzUsuńAsiu, bo to jest tak. Mój M. jest czasem podczas podróży "nieobliczalny":), a potem spotykają nas różne dziwne sytuacje.
UsuńOj już nas gdzieś gna, straaasznie!
Moc buziaków!
Musiało być tam cudownie. Jakbym tam teraz pojechał! Raj! Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńOj tak, było cudnie.
UsuńObok luksusu widzieliśmy też biedę... Ale ciepełko było + 30 w styczniu, a u nas w Polsce było wtedy - 25, do -30.
Zapraszam na kolejne wspomnienia.
Pozdrawiam.
Piękne wspomnienia. Serdecznie pozdrawiam Basiu!
OdpowiedzUsuńDziękuję Basiu. Wspomnienia w taki mroźny dzień, kiedy jestem dodatkowo przeziębiona - są jak miód na duszę...
UsuńMoc pozdrowień.
Zawsze, kiedy patrzę na produkcję cygar, jestem pod ogromnym wrażeniem profesjonalizmu i fachowości ludzi, którzy go robią. No i oczywiście pod wrażeniem Waszej pięknej podróży:)
OdpowiedzUsuńWitaj na moim blogu. Byłam u Ciebie i widzę, że także uwielbiasz podróże.
UsuńJutro pooglądam wybrane posty... :)
Zgadzam się - robota precyzyjna, tylko ten straszny zaduch... Był okropny :(
Zapraszam ponownie. Pozdrawiam.
No to wycieczka z przygodami, takie się najdłużej pamięta:)
OdpowiedzUsuńRosjanki zawsze są ubrane tak samo, gdzie by nie jechały;)
Pozdrawiam:)
Oj tak Beato, my to zawsze pod prąd... :)A potem wspomnienia po latach.
UsuńZapraszam Cię na kolejne wspomnienia.
Pozdrowionka.
Turystko sliczna dziekuje za kolejna porcje zdjec. Dzieki Tobie poznaje niezdobyte kraje.
OdpowiedzUsuńMiło mi, że podrożujesz razem z nami.
UsuńZapraszam na kolejne wspomnienia. :)
Pozdrawiam ciepło!
Preciosas fotografias. Besos
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo. Zapraszam na kolejne wspomnienia.
UsuńPozdrawiam. Buziaki.
Ale się w duszy uśmiałam :) Czytałam Twoją relację jak dobrą książkę, aż chciałoby się rzucić okiem na nastepny rozdział ;) Co do fabryki cygar, to patrząc na te warunki to mam wrażenie, że każdy w skrytości ducha powie, że swoją pracę kocha, choć wcześniej na nią narzekał. Ciężka praca. Za to jaskinia świetna. A to Oko Boga rewelacyjne. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńMiło mi, kolejny "rodział" będzie. :)
UsuńZapraszam. Tym razem pokażę stolicę i jej okolice.
Będzie też kolejna przygoda... :)
Pozdrawiam Cię ciepło!
Basiu dziękuję za piękne zdjęcia i to że mogę z Tobą tam być. Basiu pozdrawiam Ciebie i męża, wszystkiego dobrego na Nowy Rok.
OdpowiedzUsuńMiło mi Zosiu, że wiernie towarzyszysz nam podczas podróży.
UsuńDo siego Zosiu, raz jeszcze!
Czytając fragment o Twojej "słodkiej" zemście o mały włos nie udławiłam się herbatą :). Mimo tych Waszych zawirowań językowych i tak jestem zdania, że nie trzeba znać języków aby zwiedzać świat ( najwyżej zwiedzimy jaskinię w sandałach hi hi hi). Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Wielu niezapomnianych chwil w Nowym Roku dla Ciebie i Twoich bliskich.
OdpowiedzUsuńMo., a ja wtedy też dusiłam się ze śmiechu, ale zachowywałam kamienną twarz...
UsuńKochana, ja znam język rosyjski na tyle - ile pamiętam, M. kiepsko angielski a podróżujemy po całym świecie :)
Jeszcze raz do siego! Buziole!
No to było bardzo ciekawie :-))Na Dominikanie nie byłam.Podobno teraz jest to najlepszy okres do jej zwiedzania.
OdpowiedzUsuńOj tak, było ciekawie...
UsuńTeraz zimą w styczniu i lutym tam jest 30 stopni - oczywiście plus :)
Polecam.
Pozdrowionka!
Tak cieplutko się zrobiło w ten zimny wieczór:)))Pozdrawiam i dziękuję za piękną wycieczkę:)))ja niestety nie znam obcych języków z wyjątkiem Rosyjskiego i to też tylko w podstawach:))))
OdpowiedzUsuńDlatego Reniu lubię wracać zimą wspomnieniami do ciepłych krajów.
UsuńJa też zapomniałam już dużo słówek. :)
Pozdrawiam Cię ciepło!
W Nowym Roku życzę zdrowia, pomyślności i wielu wymarzonych podróży.
OdpowiedzUsuńŚwietna fotorelacja. Serdecznie pozdrawiam.
Dziękuję Moniko.
UsuńI wzajemnie DO SIEGO ROKU!
Pozdrawiam Cię mocno!
Fantastyczna wycieczka. Świetnie opisałaś całą przygodę. Na początku nawet ciarki mi przeszły, ale wszystko się dobrze skończyło. Ubawiłam się.
OdpowiedzUsuńMiło tak w zimowy dzień powspominać upalne wycieczki. Świetny post Basieńko. Buziak, serdecznie Cię pozdrawiam :)
Miło mi Krysiu, że wiernie podróżujesz z nami.
UsuńZapraszam Cię na kolejne wspomnienia. Nie mam pojecia, kiedy dojdę do 2015 roku... :)
Pozdrawiam Cię ciepło!
ja chce lato :(
OdpowiedzUsuń________________________
blog.justynapolska.com
MODA & MAKEUP
Ja tez! :)
UsuńBasiu super wycieczka i piękne zdjęcia. Pięknie ci w tym koronkowym tomiku. Pozdrawiam http://gray50plus50dresses.blogspot.co.
OdpowiedzUsuń