środa, 30 marca 2022

Kalendarium lutowo - marcowe...


 2022r.

Koniec stycznia.

Z każdym dniem oddech jest trudniejszy.

Czekam na miejsce w szpitalu.

LUTY

02.02 2022r.

Test na covid przed przyjęciem na oddział. Takie przepisy.

- Jeśli do pani nie zadzwonimy, proszę czekać jutro rano  przed Izbą przyjęć.

 -  Była już pani u nas, prawda?

- Tak byłam w maju 2021 i jesienią 2019. Pani mnie pamięta?

- Pamiętam, że w maju jeszcze miała pani problemy z samodzielnym chodzeniem.

- No tak. Jest już dużo lepiej...

Po południu  pakuję walizkę. Pakowanie zawsze sprawiało mi radość. Tak niedawno jeszcze, pakowałam nasze walizki na kolejną podróż. A  teraz...

Zbieram potrzebne rzeczy jak automat. Czuję mrowienie w całym organizmie. Próbuję zapanować nad stresem. Nie uniknę przecież tego wyjazdu. Idę po to, żeby mi pomogli... Nie ma innej opcji.

Wieczorem walizka, teczka z dokumentacją są przygotowane.

Długo nie potrafię zasnąć. Muszę koniecznie zapytać o Inkę...

03.02.2022r.

Rano ruszamy do szpitala.

- Boisz się?

- Nie, nie boję się. Tylko jest mi bardzo smutno.

- Wiesz, że tak trzeba.

- Wiem... Pomogą mi i będę się czuła lepiej.

Skręcamy do parku na terenie którego znajduje się szpital. Znam tu prawie każdy kąt.

Siedzimy na korytarzu. 

Kilka osób czeka na przyjęcie. Moje ataki kaszlu przerywają ciszę.

Nigdy nie paliłam papierosów, a czuję się jak nałogowa palaczka. To płyn w opłucnej wywołuje te ataki... I problemy z oddychaniem. Kolejna powtórka "z rozrywki". 

Formalności, pytania, rutyna...

Żegnam się z M. 

- Wrócisz tym razem szybko.

- Tego nie wiemy, ale nie martw się o mnie... Przecież wiem, co mnie czeka.

 Ruszam za pielęgniarką do windy.

- Pani u nas była? 

- Tak dwa razy.

- Pamiętam panią.

- Też pamiętam kilka osób.

Sala nr 8.

5 łóżek, 2 są wolne. Pielęgniarka wyznacza mi jedno z nich.

- Macie nową koleżankę.

- Dzień dobry...

- Dzień dobry.

Trzy panie przedstawiają się.

- Ty też na chemię?

Tu nie ma rytuału przechodzenia na ty. Wszyscy jesteśmy równi.

- Nie, przyjechałam na diagnostykę i zabieg, może jeden, może kilka. 

Siadam na brzegu łóżka. Powoli rozpakowuję walizkę. 

- Bo my na chemię... Czekamy aż nas zawołają a potem późnym popołudniem jedziemy do domu.

Przyjedziemy tu  znowu za 3 tygodnie.

Po kolei słucham opowieści kobiet. Taką mają potrzebę. Chcą się wygadać. Chcą z siebie wyrzucić to, co Je trapi, to co jest Ich codziennością.

- Opowiadaj, dlaczego masz ten płyn. Bo tu przebywają Ci, którzy mają raka.

- To skomplikowane...

Próbuję wytłumaczyć, na czym polega moja choroba.

Nagle przychodzi pani doktor na wywiad. Panie słuchają mojej historii.

Kiedy zostajemy same, w sali zapanowała cisza.

Jedna z pań przerywa milczenie.

- Boże, przez co Ty przeszłaś...

- Co to za okropna choroba...

- Jesteś bohaterką...

-  To ja chyba wolę mieć mojego raka...

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Nie czuję się żadną bohaterką. Przecież tyle osób, a najgorsze, że także dzieci muszą zmagać się z różnymi chorobami. Wiem, że to co mówiły wychodziło z serca.

Wołają mnie do pokoju zabiegowego. Przemiła pani B. próbuje mi założyć wenflon. Moje żyły są kruche. Pękają i puchną... W końcu się udaje. 

Potem kolejne badania.

Wreszcie wracam do sali. Dochodzi jeszcze jedna pani. 

Popołudnie mija szybko. Panie po  powrocie z chemii, są zmęczone, ale chętne do rozmowy.

Nie mówimy o chorobach, niepewności czy lęku. Rozmowy są różnotematyczne, pojawiają się nawet żarty.

Wieczorem zostajemy we dwójkę w sali.

Próbuję zasnąć. Już wiem po wizycie, że jutro czeka mnie pierwszy zabieg, nakłucie opłucnej i ściąganie płynu. Nie boję się. Znam ten ból... 

Jestem wdzięczna za ten dzień.


04.02. 2022r.

Pierwszy zabieg...

Jestem bardzo słaba. 

Tysiąc myśli przelatuje w głowie. Nie mam sił ich analizować. 

Jestem wdzięczna, że zabieg się udał.

05.02 2022r.

Kryzys. Prawie cały dzień śpię. Czuję się też źle psychicznie. Jutro mija 5 rocznica odejścia mojej Ani. Nie potrafię w nocy spać. Depresja patrzy mi szyderczo w oczy. Łzy cichutko  płyną po policzkach.

Przywołuję w myślach czas, kiedy Ania była zdrowa.

Otulona radosnymi wspomnieniami, próbuję nie dopuszczać tych traumatycznych. Wreszcie zasypiam.

06.02.2022r.

Jestem dziwnie spokojna. Nie rozumiem tego do końca. To tak jakby Ania czuwała nade mną...

Dziękuję Córeczko...

Uspokajam M. przez telefon. Dam radę.

Jest piękna pogoda. Otulam się ciepło szalikiem i szlafrokiem. Wychodzę na balkon. Przyroda budzi się do życia. Ja też, mimo wszystko.

Jestem wdzięczna za opiekę nade mną, a także za piękne widoki za oknem.





07.02.2022r.

Drugi zabieg usuwania płynu (700 ml).

Ból i zmęczenie pokonują mnie.

Jestem wdzięczna za ten dzień mimo bólu.

08. 02. 20224.

Odpoczynek. Rozmowy z B. umilają mi dzień.

Kilka razy pytałam o Inkę. Nikt nie potrafi mi powiedzieć, czy pokonała chorobę, czy przegrała...

W powietrzu czuć zbliżającą się wiosnę.

Jestem wdzięczna, że B. jest ze mną na sali.





09.02. 2022r.

Karetka zawozi mnie do innego szpitala na tomograf.

Przez moment czuję się wolna.

10.02.2022r.

Zostaję sama na sali. Trochę tak nieswojo. Miałam nadzieję, że też pójdę do domu. No cóż dalsze leczenie antybiotykami trwa. Kiedy to możliwe czytam książkę. Obserwuję zmieniającą się aurę za oknem. Dzisiaj na krótko śnieżyca. Łapię w kadrze ostatnie podrygi zimy. Mam też sporo czasu na myślenie. Aż za dużo.

Jestem wdzięczna, że terapia antybiotykami pomaga.





Mija kilka dni.  Leczenie trwa. Kilka razy zmieniano mi miejsce wenflonu. Wreszcie udało się na stopie. Mam dziwne sny... Koszmary nocne męczą mój skołatany umysł. Niektórych nie  pamiętam dokładnie. Może to dobrze.

Jestem wdzięczna, że po nocy witam nowy dzień.


14.02. 2022r.

Po zimie ani śladu. Dzisiaj piękna słoneczna pogoda. Nadal jestem sama na sali. Terapia antybiotykami trwa nadal.  Mdli mnie po jednym antybiotyku oraz jestem osłabiona. Tak to już jest z lekami, na jedno pomagają, na drugie szkodzą. W południe wychodzę na balkon, by na chwilę poczuć w powietrzu powoli zbliżającą się wiosnę. Promienie słońca delikatne muskają mi twarz. Czuję radość i szczęście.

Dzwoni znajoma i pyta, jak się czuję. "Bywało gorzej" - odpowiadam. Wyczuwam Jej zaskoczenie i zdziwienie. Tłumaczę Jej, że rok temu po powrocie z kliniki, znowu trafiłam do szpitala na kolejny zabieg ratujący mi życie. Nie chodziłam, leżałam jak kłoda...  Byłam jednym wielkim bólem. A jednak przyszedł dzień, że wstałam z łóżka, z wózka inwalidzkiego, nauczyłam się na nowo prostych czynności, wróciła pamięć, etc... No i jak nie cieszyć się, mimo postępującej choroby, że jest jak jest. 

Trzymam się kurczowo tych dobrych momentów, by jak najdłużej nie poddać się zupełnie chorobie.  Jestem wdzięczna za każdy dzień, nawet za ten trudny i ten z bólem.

Śpiewające ptaki i niebieskie niebo radują moją duszę.





17.02.2022.

Trzeci zabieg ( 800ml). Bolało... Mam coraz więcej zrostów i wkłuwanie jest coraz trudniejsze. Ale jest to konieczne. W sumie ściągnięto mi 2100 ml płynu. To z z jednej strony poprawi mój komfort życia, z drugiej zabiegi bardzo osłabiają organizm. Prędzej czy później płyn znowu się pojawi. Przyczyna: kardiomiopatia przerostowa serca i amyloidoza. Błędne koło.

Dopiero wieczorem jestem w stanie jakoś funkcjonować. Podziwiam za oknem szaro - złocisty zachód słońca. Jestem wdzięczna, że zabieg mimo bólu się udał.






18.02.2022r. 

Wychodzę po południu do domu. Nareszcie!
Pakuję walizkę a potem na chwilę wychodzę na słoneczko. Czuć coraz bardziej wiosnę. Ptaki śpiewają tak głośno, jakby chciały, żebym wysłuchała ich radosnego koncertu. Uśmiecham się do tych małych skrzydlatych przyjaciół. Uśmiecham się do życia, do świata. W głębi słychać stukanie dzięcioła. Chłonę ten widok pełną piersią.
Czekam na wypis i na M. Spędzimy ten wieczór nareszcie razem.:)
Jestem wdzięczna za wszystko.







W domu powoli każdego dnia dochodzę do siebie.

24.02.2022r. okrutna bestialska napaść na Ukrainę pogrążyły mnie ( jak i miliony ludzi) w smutku i niepokoju. Pomagamy z M. na miarę naszych możliwości.

To takie okrutne i niehumanitarne. 

Solidaryzujemy się z Ukrainą.

11.03.2022r.

Trafiam na SOR. Brakuje mi oddechu. Zaczynam się dusić. Po kilku badaniach, pada decyzja.

- Musi pani zostać w szpitalu. 

Dr kardiolog dzwoni na oddział.

- Proszę przygotować łóżko na R-ce.

Mam łzy w oczach. Znowu pobyt w szpitalu. Jak długo? Co mnie czeka? Ale nie ma innego wyjścia. Mąż dowozi mi potrzebne rzeczy. Jestem już podpięta do aparatury monitorującej z lewej strony, a z prawej leci dożylnie lek. 

Nie wolno mi wstać z łóżka. Przez 5 dni...

Jednego dnia przychodzi młody lekarz i podczas rozmowy, mówi mi wprost:

- Pani umrze na amyloidozę...

Nie będę opisywać przebiegu dalszej rozmowy, bo to nie ma sensu. Tego dnia nie potrafiłam pozbierać myśli. Te słowa huczały mi w głowie. Cudem wyszłam ze śpiączki, sepsy, ostrego zapalenia płuc, etc. Byłam zdeterminowana, by ćwiczyć, siedzieć, chodzić. Walczyłam z depresją, demonami, lękami i kiedy wyszłam na jakąś tam prostą, ktoś znowu podcina mi skrzydła.

Ktoś, kto ma nieuleczalną chorobę, potrzebuje wsparcia, by z nią walczyć, a nie dołujących haseł.

Mimo wszystko jestem wdzięczna za leczenie. 

18.03.2022r.

Jestem w domu. Czeka mnie kilka wizyt u lekarzy. 

To nic. Tak trzeba. 

Osłabiona znowu powoli zbieram w sobie energię. Na ile to możliwe spotykam się z bliskimi. Cieszy mnie wizyta Wnusi, Wnuczka. Cieszą mnie odwiedziny przyjaciół.

Jestem wdzięczna za każdy nowy i kończący się dzień.








Dziękuję tym, którzy dotrwali do końca. 

Dziękuję za troskę, empatię. Tęskniłam za Wami.

Życzę wszystkim zdrowia i lepszego czasu.

Pozdrawiam wszystkich odwiedzających.