Witajcie!
Na blogach króluje już jesień otulona w kurtkach i płaszczach...
A moja na przekór - jeszcze bardzo ciepła.
I kolejny spontaniczny wypad...
Niedziela. Półtora tygodnia temu.
Za oknem przepiękna słoneczna pogoda. Na termometrze przeszło 25 stopni.
Po obiedzie wychodzę na balkon. Słońce tańczy na mojej twarzy.
- Jedziemy?
- Oczywiście...
- A gdzie tym razem?
- Przed siebie... W stronę słońca...
Tym razem to przed siebie - padło na Pszczynę. Nie zliczę, ile razy tam byłam...
Lubię to miejsce, szczególnie park. Za każdym razem się nim zachwycam.
O Pszczynie i zamku, - kiedyś napiszę więcej.
Dzisiaj zapraszam na jesienny spacer skąpany w promieniach słońca:
Zamek też zwiedzałam kilkanaście razy, w niedzielę niestety są tutaj tłumy...
Podobni... prawda?
Z rynku dochodziła muzyka i gwar... Postanowiliśmy sprawdzić, co tam się dzieje...
I działo się... Cały plac rynku opanował targ staroci. Czego tam nie było!?
Ja jednak nie mogłam oderwać oczu od tego sympatycznego misiaczka.
Teraz żałuję, że go nie kupiłam... :(
Wracamy jeszcze na chwilę do parku, by nasycić oczy przed powrotem do domu:
To już pewnie ostatni taki ciepły weekend. Kiedy piszę te słowa, za oknem przymrozek i 0 stopni... Brrr...
Ostatnie chwile w parku, trzeba naładować akumulatory, zatrzymać choć odrobinę słońca w sercu, bo przed nami kolejne trudne dni i tygodnie...
Już za 2 dni będziemy wspominać Tych, których kochaliśmy i kochamy nadal, a już odeszli...
Wierzę, chcę w to wierzyć, że czuwają nad naszą rodziną...
Inaczej to wszystko - nie miałoby sensu...
Pozdrawiam serdecznie wszystkich odwiedzających.
Zapraszam za kilkanaście dni na kolejne wspomnienia podróżnicze.
Spodnie: lokalny butik
Bluzka: Sh
Sandały: CCC
Naszyjnik; Avon
Bransoletka: lokalny butik
Torba: prezent od męża
środa, 29 października 2014
czwartek, 23 października 2014
W drodze na Formentor - Majorka po raz szósty...
Witajcie!
Zapraszam ponownie na Majorkę. To już 6 post na temat tej pięknej wyspy, co jest dowodem na to, że warto ją zwiedzić, wyruszyć poza hotel i plażę...
Dzisiaj całodniowa wyprawa samochodem z części południowej na północną - na najdalej wysuniętą część wyspy - Przylądek Formentor.
Wyruszyliśmy po śniadaniu w kierunku północno - zachodnim, by pobyć na chwilę w miasteczku Soller.
Wrażenie zrobił na nas, dominujący w centrum miasteczka, imponujący Kościół Sant Bartomeu, zbudowany w XIII wieku.
Kościół oczywiście zmieniał swoje architektoniczne oblicze, zwróćcie uwagę na łukowe wieże zawieszone nad przepiękną rozetą i wzniesione do nieba.
Wewnątrz, nagle zauważyłam stajenkę - w środku lata? Czemu nie?
Nie mieliśmy zbyt dużo czasu w Soller, a szkoda, bo to naprawdę urokliwe śródziemnomorskie miasteczko z krętymi ulicami, ciekawą architekturą i błogą ciszą - mimo turystów...
Zresztą zobaczcie sami:
Pewnie zastanawiacie się, co ja tam trzymam pod pachą?
A oto rozwiązanie... Nasz Misio podróżnik - Fazi:
Wspólne zdjęcie na pamiątkę i ruszamy dalej...
Kolejnym naszym celem było Sanktuarium Maryjne w Lluc - centrum duchowe Majorki, do którego przybywają tysiące pielgrzymów, by pomodlić się przed figurką Czarnej Madonny - La Moreneta .
Przed nami na trasie piękne widoki:
Podziwiamy uroki wyspy z platformy widokowej:
Fazi też jest wniebowzięty:
Do Lluc jeszcze kilkanaście kilometrów:
Uwielbiam takie widoki - woda i góry... Mogłabym patrzeć bez końca...
Zanim dojedziemy do Lluc musimy pokonać trasę, która nie należy do najłatwiejszych. Gęsta sieć serpentyn wywołuje szybsze bicie serca, oprócz tego skały, przepaście - słynna na Majorce - Sa Calobra:
Mąż jest w swoim żywiole, ja mniej...
Po tych niezapomnianych emocjach, wreszcie jesteśmy u celu:
Przed nami Kościół Matki Boskiej z Lluc:
Legenda głosi, że figurka Czarnej Madonny została znaleziona w lesie na brzegu strumienia, pośród skał. Znalazł Ją pasterz o imieniu Lluc czyli Łukasz. Zaniósl figurkę do pobliskiego kościoła, ale figurka ciągle znikała i znów pojawiała się nad brzegiem strumienia. Dla ówczesnych mieszkańców był to znak, by w tym miejscu zbudować świątynię.
Kult Czarnej Madonny szybko rozprzestrzenił się na całej wyspie. Jest Ona po dziś otoczona wielką czcią.
Stała się opiekunką i patronką Majorki.
Po krótkim odpoczynku w sanktuarium jedziemy dalej, do naszego ostatecznego celu podróży.
Widoki, jakie za chwilę zobaczycie - na zawsze pozostają w pamięci: cudowne niebieskie niebo i woda w odcieniach turkusu, kobaltu, prawie granatu... Ach...
Przylądek Formentor uważany jest za najpiękniejszy zakątek hiszpańskiej Majorki.
Znajduje się on na północno - zachodnim krańcu wyspy, który przecinają najwyższe partie gór - serra de Tramuntana.
Przez mieszkańców wyspy Formentor nazywany jest "miejscem spotkań wiatrów" i faktycznie w tym miejscu często dochodzi do różnych zawirowań.
Ja też musiałam, trzymać mój kapelutek, żeby nie pofrunął w otchłań...
Półwysep rozciąga się na długości 20 kilometrów, skaliste klify oraz wzgórza porośnięte karłowatą roślinnością, to idealne miejsce dla wielu gatunków ptaków, jaszczurek i dzikich kozic:
Ten widok przypomina mi także moją ulubioną Grecję: Kretę, Korfu i Zakynthos:
Dla takich widoków warto wyruszyć w podróż:
Główną atrakcją turystyczną jest latarnia morska - obecnie mieści się w niej restauracja.
Została wybudowana w 1860 roku. Początkowo wykorzystywano lampy z oliwą z oliwek, później lampy benzynowe, wreszcie lampy żarowe, a po 1962 roku - oświetlenie elektryczne.
Kolejny cel zostal osiągnięty:
I jeszcze kilka pamiątkowych fotek ku potomności:
Mogłabym paść oczy godzinami takimi widokami:
Teraz rozumiecie moje uwielbienie niebieskości?
Zmęczeni podróżą , upałem, ale po raz kolejny baaardzo zadowoleni.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich odwiedzających i zapraszam na kolejne wspomnienia podróżnicze.
Zdjęcia pochodzą z lipca 2010 roku.
Przepraszam za opóźnienia na moich ulubionych blogach. Powoli do Was docieram...
Już dzisiaj życzę miłego nadchodzącego weekendu.
Top - lokalny butik
Białe spodenki: H&M
Sandałki: Lasocki, CCC
Kapelusik: pamiątka z Majorki
Torba: Avon
Zapraszam ponownie na Majorkę. To już 6 post na temat tej pięknej wyspy, co jest dowodem na to, że warto ją zwiedzić, wyruszyć poza hotel i plażę...
Dzisiaj całodniowa wyprawa samochodem z części południowej na północną - na najdalej wysuniętą część wyspy - Przylądek Formentor.
Wyruszyliśmy po śniadaniu w kierunku północno - zachodnim, by pobyć na chwilę w miasteczku Soller.
Wrażenie zrobił na nas, dominujący w centrum miasteczka, imponujący Kościół Sant Bartomeu, zbudowany w XIII wieku.
Kościół oczywiście zmieniał swoje architektoniczne oblicze, zwróćcie uwagę na łukowe wieże zawieszone nad przepiękną rozetą i wzniesione do nieba.
Wewnątrz, nagle zauważyłam stajenkę - w środku lata? Czemu nie?
Nie mieliśmy zbyt dużo czasu w Soller, a szkoda, bo to naprawdę urokliwe śródziemnomorskie miasteczko z krętymi ulicami, ciekawą architekturą i błogą ciszą - mimo turystów...
Zresztą zobaczcie sami:
Pewnie zastanawiacie się, co ja tam trzymam pod pachą?
A oto rozwiązanie... Nasz Misio podróżnik - Fazi:
Wspólne zdjęcie na pamiątkę i ruszamy dalej...
Kolejnym naszym celem było Sanktuarium Maryjne w Lluc - centrum duchowe Majorki, do którego przybywają tysiące pielgrzymów, by pomodlić się przed figurką Czarnej Madonny - La Moreneta .
Przed nami na trasie piękne widoki:
Podziwiamy uroki wyspy z platformy widokowej:
Fazi też jest wniebowzięty:
Do Lluc jeszcze kilkanaście kilometrów:
Uwielbiam takie widoki - woda i góry... Mogłabym patrzeć bez końca...
Mąż jest w swoim żywiole, ja mniej...
Po tych niezapomnianych emocjach, wreszcie jesteśmy u celu:
Przed nami Kościół Matki Boskiej z Lluc:
Legenda głosi, że figurka Czarnej Madonny została znaleziona w lesie na brzegu strumienia, pośród skał. Znalazł Ją pasterz o imieniu Lluc czyli Łukasz. Zaniósl figurkę do pobliskiego kościoła, ale figurka ciągle znikała i znów pojawiała się nad brzegiem strumienia. Dla ówczesnych mieszkańców był to znak, by w tym miejscu zbudować świątynię.
Kult Czarnej Madonny szybko rozprzestrzenił się na całej wyspie. Jest Ona po dziś otoczona wielką czcią.
Stała się opiekunką i patronką Majorki.
Po krótkim odpoczynku w sanktuarium jedziemy dalej, do naszego ostatecznego celu podróży.
Widoki, jakie za chwilę zobaczycie - na zawsze pozostają w pamięci: cudowne niebieskie niebo i woda w odcieniach turkusu, kobaltu, prawie granatu... Ach...
Przylądek Formentor uważany jest za najpiękniejszy zakątek hiszpańskiej Majorki.
Znajduje się on na północno - zachodnim krańcu wyspy, który przecinają najwyższe partie gór - serra de Tramuntana.
Przez mieszkańców wyspy Formentor nazywany jest "miejscem spotkań wiatrów" i faktycznie w tym miejscu często dochodzi do różnych zawirowań.
Ja też musiałam, trzymać mój kapelutek, żeby nie pofrunął w otchłań...
Półwysep rozciąga się na długości 20 kilometrów, skaliste klify oraz wzgórza porośnięte karłowatą roślinnością, to idealne miejsce dla wielu gatunków ptaków, jaszczurek i dzikich kozic:
Ten widok przypomina mi także moją ulubioną Grecję: Kretę, Korfu i Zakynthos:
Dla takich widoków warto wyruszyć w podróż:
Główną atrakcją turystyczną jest latarnia morska - obecnie mieści się w niej restauracja.
Została wybudowana w 1860 roku. Początkowo wykorzystywano lampy z oliwą z oliwek, później lampy benzynowe, wreszcie lampy żarowe, a po 1962 roku - oświetlenie elektryczne.
Kolejny cel zostal osiągnięty:
I jeszcze kilka pamiątkowych fotek ku potomności:
Mogłabym paść oczy godzinami takimi widokami:
Teraz rozumiecie moje uwielbienie niebieskości?
Zmęczeni podróżą , upałem, ale po raz kolejny baaardzo zadowoleni.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich odwiedzających i zapraszam na kolejne wspomnienia podróżnicze.
Zdjęcia pochodzą z lipca 2010 roku.
Przepraszam za opóźnienia na moich ulubionych blogach. Powoli do Was docieram...
Już dzisiaj życzę miłego nadchodzącego weekendu.
Top - lokalny butik
Białe spodenki: H&M
Sandałki: Lasocki, CCC
Kapelusik: pamiątka z Majorki
Torba: Avon
Subskrybuj:
Posty (Atom)